Po ostatnim gongu Ibragimow wiedział, że przegrał. Pokiwał głową, później pogratulował zwycięzcy, choć nie było w tym serdeczności. Ani widzowie, ani sędziowie nie mieli wątpliwości, kto wygrał. Kliczko zrobił duży krok w stronę unifikacji tytułów w wadze ciężkiej.
Przewaga dwumetrowego Ukraińca była widoczna w większości rund, choć w całym pojedynku zadał on tylko 40 mocnych ciosów. Statystyki pokazują też, że wyprowadził więcej uderzeń od Ibragimowa, ale tylko 43 procent doszło celu. Sędziowie punktowali następująco: Don Ackermann 119:110, Steve Weisfeld 118:110 i Chuck Giampa 117:111. Wszyscy dla Kliczki.
To z całą pewnością nie był pojedynek, który się będzie pamiętać po latach. Obaj mistrzowie z konsekwencją realizowali swój plan walki, na pierwszym miejscu stawiając jednak bezpieczeństwo. Kliczko zgodnie z założeniem od pierwszego gongu nękał długim lewym prostym niższego o 12 centymetrów rywala. Ten zaś starał się wykorzystać swoją szybkość i fakt, że walczy z odwrotnej pozycji. Cały czas czekał na kontrę i próbował atakować z doskoków. Bił lewe na korpus, próbował sięgnąć głowy Kliczki prawym lub lewym sierpowym, ale ten zachował czujność do końca.
Walka pozostawiła niedosyt, w hali słychać było nawet gwizdy
Trener Kliczki Emanuel Steward nazwał to starcie pojedynkiem dwóch szachistów. Ukrainiec po raz pierwszy uderzył prawą ręką w czwartej rundzie, ale nie trafił. Później używał jej częściej, z lepszym skutkiem, ale to w niczym nie przypominało tego, co pokazywali kiedyś prawdziwi mistrzowie tej kategorii.