Dziennik „Die Welt” pisze, że nikt nie chce tej walki oglądać i organizatorów czeka finansowa klęska. Andrzej Grajewski, pomysłodawca pojedynku byłych mistrzów i organizator tego przedsięwzięcia, nie ma wątpliwości, kto podstawia mu nogę.
Najwięksi niemieccy promotorzy mający umowy ze stacjami telewizyjnymi nie chcą konkurencji. – Jestem przekonany, że oglądalność walki Michalczewskiego z Ottke sięgałaby 8 – 10 milionów. To nie byłoby na rękę tym, którzy dobrze żyją z boksu. Dlatego ARD i ZDF wciąż zwlekają z podpisaniem kontraktu.
Dieter Gruschwitz, szef sportu w ZDF, mówi „Die Welt”, że stacja, w której pracuje, nie jest zainteresowana takim pojedynkiem. A przecież powroty innych znanych niemieckich pięściarzy, Axela Schulza i Henry Maskego, były dochodowym interesem. Czyżby faktycznie było coś na rzeczy w tym, co mówi Grajewski?
40-letni Michalczewski przygotowuje się do pojedynku z Ottkem w Hamburgu pod okiem swojego starego trenera Fritza Sdunka. Wcześniej były mistrz świata kategorii półciężkiej biegał po górach w Zakopanem i gubił zbędne kilogramy. Ostatni raz walczył w lutym 2005 roku z Francuzem Fabrice’em Tiozzo i przegrał przed czasem, jedyny raz w karierze.
Decyzję, by wrócić na ring, podjął kilka miesięcy temu. Nie ukrywa, że istotnym motywem były pieniądze. „Tygrys”, który znów poczuł głód walki, ma zagwarantowaną w kontrakcie gażę większą niż w czasach, gdy bronił mistrzowskiego pasa. „Die Welt” ocenia, że obaj pięściarze (Michalczewski i Ottke) zarobią po 1,5 – 2 mln euro. Pytanie tylko, czy zarobią?