Arsene Wenger zapewnia, że jego młodzi piłkarze nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. – Jestem z nich dumny, są coraz lepsi. Razem zrobiliśmy wiele dla promocji ligi angielskiej na świecie. Jeśli dalej będziemy tak grać, sukcesy powinny przyjść niebawem – uważa trener. – Wierzcie mi, nie jestem idealistą, chcę, aby drużyna wygrywała. Naprawdę, przykro mi, że nie zdobędziemy mistrzostwa już teraz.
Arsenal prowadził w Premier League od września do marca, z kilkutygodniową przerwą na początku roku. Jeszcze w lutym bezpieczna przewaga nad Manchesterem United (pięć punktów) i Chelsea (osiem) pozwalała im realnie myśleć o tytule. Ale właśnie wtedy pojawiły się pierwsze niepokojące sygnały. Zmęczenie walką na kilku frontach dało o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. Cesc Fabregas był cieniem siebie, najskuteczniejszy w zespole Emmanuel Adebayor przestał strzelać gole, urazy eliminowały Tomasa Rosickiego, Robina van Persiego czy Mathieu Flaminiego.
Londyńczyków nie omijały kontuzje, nie oszczędzali ich też rywale. Zaczęło się od wysokiej porażki na Old Trafford z United (0:4) w piątej rundzie Pucharu Anglii. Później wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Zamach obrońcy Birmingham City Martina Taylora na nogę Eduardo da Silvy odsunął na dalszy plan inne mecze na Wyspach. Uraz Brazylijczyka z chorwackim paszportem, wykluczający go z występu w mistrzostwach Europy, wywołał burzliwą dyskusję na temat kar za brutalne faule. Z zespołu jakby uszło powietrze, licencja na wygrywanie straciła ważność.
Ostatni zryw nastąpił w dwumeczu z Milanem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Po wyeliminowaniu obrońców tytułu niektórzy widzieli jeszcze w Arsenalu faworytów do zwycięstwa, licząc, że słaba postawa w lidze to wypadek przy pracy. Ambitne plany runęły jednak w ciągu tygodnia.
Najpierw nie poradzili sobie w ćwierćfinale LM z Liverpoolem, pięć dni później odpadli z gry o mistrzowski tytuł, przegrywając na Old Trafford z Manchesterem 1:2. Wszystkie trzy spotkania wyglądały podobnie: pierwsi zdobywali bramkę, potem oddawali inicjatywę przeciwnikom, a ci nie marnowali takiej okazji. – Najbardziej uderzyły w nas kontuzje i złe decyzje sędziów – wyjaśnia przyczyny porażek trener. Rzeczywiście, gdyby nie pomyłki arbitrów, to oni rywalizowaliby dziś z Chelsea o finał, a tak po heroicznej walce i niesamowitej akcji Theo Walcotta pozostały tylko wspomnienia.