Arsenal Londyn: czy warto grać pięknie i przegrywać?

Pod wrażeniem ich gry jest cała Europa. Wzbudzają szacunek i uznanie ekspertów i kibiców. Ambicja, wola walki, ofensywny futbol, akcje, po których ręce same składają się do oklasków – to wszystko wyróżnia Arsenal Londyn. Zespół, który trzeci z kolei sezon zakończy bez żadnego trofeum.

Publikacja: 27.04.2008 09:33

Piłkarze Arsenalu

Piłkarze Arsenalu

Foto: Reuters

Arsene Wenger zapewnia, że jego młodzi piłkarze nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. – Jestem z nich dumny, są coraz lepsi. Razem zrobiliśmy wiele dla promocji ligi angielskiej na świecie. Jeśli dalej będziemy tak grać, sukcesy powinny przyjść niebawem – uważa trener. – Wierzcie mi, nie jestem idealistą, chcę, aby drużyna wygrywała. Naprawdę, przykro mi, że nie zdobędziemy mistrzostwa już teraz.

Arsenal prowadził w Premier League od września do marca, z kilkutygodniową przerwą na początku roku. Jeszcze w lutym bezpieczna przewaga nad Manchesterem United (pięć punktów) i Chelsea (osiem) pozwalała im realnie myśleć o tytule. Ale właśnie wtedy pojawiły się pierwsze niepokojące sygnały. Zmęczenie walką na kilku frontach dało o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. Cesc Fabregas był cieniem siebie, najskuteczniejszy w zespole Emmanuel Adebayor przestał strzelać gole, urazy eliminowały Tomasa Rosickiego, Robina van Persiego czy Mathieu Flaminiego.

Londyńczyków nie omijały kontuzje, nie oszczędzali ich też rywale. Zaczęło się od wysokiej porażki na Old Trafford z United (0:4) w piątej rundzie Pucharu Anglii. Później wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Zamach obrońcy Birmingham City Martina Taylora na nogę Eduardo da Silvy odsunął na dalszy plan inne mecze na Wyspach. Uraz Brazylijczyka z chorwackim paszportem, wykluczający go z występu w mistrzostwach Europy, wywołał burzliwą dyskusję na temat kar za brutalne faule. Z zespołu jakby uszło powietrze, licencja na wygrywanie straciła ważność.

Ostatni zryw nastąpił w dwumeczu z Milanem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Po wyeliminowaniu obrońców tytułu niektórzy widzieli jeszcze w Arsenalu faworytów do zwycięstwa, licząc, że słaba postawa w lidze to wypadek przy pracy. Ambitne plany runęły jednak w ciągu tygodnia.

Najpierw nie poradzili sobie w ćwierćfinale LM z Liverpoolem, pięć dni później odpadli z gry o mistrzowski tytuł, przegrywając na Old Trafford z Manchesterem 1:2. Wszystkie trzy spotkania wyglądały podobnie: pierwsi zdobywali bramkę, potem oddawali inicjatywę przeciwnikom, a ci nie marnowali takiej okazji. – Najbardziej uderzyły w nas kontuzje i złe decyzje sędziów – wyjaśnia przyczyny porażek trener. Rzeczywiście, gdyby nie pomyłki arbitrów, to oni rywalizowaliby dziś z Chelsea o finał, a tak po heroicznej walce i niesamowitej akcji Theo Walcotta pozostały tylko wspomnienia.

Inna sprawa, że zimą do Arsenalu nie trafił żaden nowy piłkarz. Wprawdzie Manchester także nie miał wzmocnień, a Chelsea sięgnęła jedynie po Nicolasa Anelkę, lecz zarówno Alex Ferguson, jak i Avram Grant mieli do dyspozycji więcej graczy z międzynarodowym doświadczeniem. W takiej chwili przydałby się Thierry Henry, który przed startem rozgrywek przeniósł się do Barcelony. Podobno myśli o powrocie do Londynu, tyle tylko że do Chelsea.

Wenger wybrał inną drogę, postawił na młodzież i nikt nie ma do niego pretensji. Gdyby jednak w klubowej galerii na stadionie Emirates przybył choćby jeden puchar, Francuz stałby się bohaterem. – Nie poddamy się. W zeszłym roku zajęliśmy dopiero czwarte miejsce, więc postęp jest widoczny – twierdzi Adebayor.

Szkoleniowiec Arsenalu zamierza pozostać wierny swoim zasadom i kontynuować dotychczasową strategię, czyli przemyślane ruchy na rynku transferowym. Walkę o gwiazdy zostawia przeciwnikom. – Najważniejsze, by nikt nie odszedł – przyznaje. To jednak może się okazać trudne. Wyczyny młodych zawodników odbiły się szerokim echem, w kręgu zainteresowań przedstawicieli czołowych europejskich klubów znajdują się m.in. Aleksander Hleb (Inter Mediolan) i Mathieu Flamini (Juventus Turyn, Milan, Bayern Monachium), a to z pewnością nie koniec ofert.

Na zmiany zanosi się też w bramce. Manuel Almunia jest kontuzjowany, Jensowi Lehmannowi kończy się kontrakt. Wenger zapowiedział, że w ostatnich meczach sprawdzi Łukasza Fabiańskiego, który cierpliwie czeka na swoją szansę. Zdaniem angielskich mediów do klubu może trafić też nowy bramkarz, Brazylijczyk Heurelho Gomes z PSV Eindhoven.

„Piłkarze Arsenalu udowadniają, że przeznaczenie jest mniej istotne od samej podróży, a porażka z nimi przynosi większą chwałę niż zwycięstwo z kimkolwiek innym” – zauważa Simon Barnes, szef działu sportowego „Timesa”. Przyszły sezon pokaże, czy Wengerowi udało się zbudować drużynę, która nie tylko gra pięknie, ale też wygrywa najważniejsze mecze.

Arsene Wenger zapewnia, że jego młodzi piłkarze nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. – Jestem z nich dumny, są coraz lepsi. Razem zrobiliśmy wiele dla promocji ligi angielskiej na świecie. Jeśli dalej będziemy tak grać, sukcesy powinny przyjść niebawem – uważa trener. – Wierzcie mi, nie jestem idealistą, chcę, aby drużyna wygrywała. Naprawdę, przykro mi, że nie zdobędziemy mistrzostwa już teraz.

Arsenal prowadził w Premier League od września do marca, z kilkutygodniową przerwą na początku roku. Jeszcze w lutym bezpieczna przewaga nad Manchesterem United (pięć punktów) i Chelsea (osiem) pozwalała im realnie myśleć o tytule. Ale właśnie wtedy pojawiły się pierwsze niepokojące sygnały. Zmęczenie walką na kilku frontach dało o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. Cesc Fabregas był cieniem siebie, najskuteczniejszy w zespole Emmanuel Adebayor przestał strzelać gole, urazy eliminowały Tomasa Rosickiego, Robina van Persiego czy Mathieu Flaminiego.

Sport
Transmisje French Open w TV Smart przez miesiąc za darmo
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji