Dla gospodarzy to nieoczekiwany dramat. W meczu z Czechami przegrali 0:1, ale wywarli dobre wrażenie i wydawało się, że z Turcją zdobędą punkty. Wszyscy pamiętali także, że Turcja z Portugalią nie miała wiele do powiedzenia. Pojedynek dwóch przegranych nieoczekiwanie stał się pasjonującym widowiskiem.
Piłkarze obydwu drużyn walczyli do upadłego, kibice też się nie oszczędzali, ponieważ mecz miał swoje podteksty historyczne i narodowościowe. Turecka mniejszość w Szwajcarii czuje swoją siłę, a sportowym tego przejawem jest dwóch napastników tureckiego pochodzenia w reprezentacji – Hakan Yakin i Eren Derdiyok i jeszcze pomocnik Gokhan Inler.
W pierwszej połowie lejący bez przerwy deszcz dodawał walce dodatkowych emocji. Dawno nie było na wielkim turnieju boiska, na którym piłka zatrzymywałaby się w wodzie, uniemożliwiając jakiekolwiek akcje. Nawet w tych nienormalnych warunkach Szwajcarzy dobrze sobie radzili. Mieli trzy bardzo dobre sytuacje. Czwartą wykorzystali. Gola wypracowali dwaj szwajcarscy Turcy.
Po dalekim podaniu Philippe Senderosa Derdiyok minął wychodzącego daleko bramkarza Volkana Demirela i podał wzdłuż bramki. Obrońcom trudno było utrzymać równowagę, piłka zatrzymała się w kałuży i Yakin z bliska kopnął ją do pustej bramki.
W przerwie trener Fatih Terim, który bardzo widowiskowo przechodził wszystkie stany psychiczne od załamania do euforii, dokonał dwóch zmian, odmieniających mecz. Deszcz też przestał padać, woda szybko wsiąkła, piłka zaczęła się toczyć po trawie bez większych przeszkód i dopiero wtedy Turcy zaczęli grać.