Mistrzostwa od A do Z

To były pierwsze finały mistrzostw Europy z udziałem Polski. Kiedy jechaliśmy do Austrii i Szwajcarii, każdy z nas miał nadzieję, że to nie będzie nasza jedyna satysfakcja. Ale polscy piłkarze chcieli inaczej. Teraz wraca smutna proza futbolowego życia, lecz zanim zaczniemy znowu pisać o korupcji, spójrzmy jeszcze raz na minione trzy tygodnie

Aktualizacja: 01.07.2008 03:35 Publikacja: 01.07.2008 03:34

Pierwsza stracona przez Polaków bramka – po strzale Lukasa Podolskiego w meczu z Niemcami

Pierwsza stracona przez Polaków bramka – po strzale Lukasa Podolskiego w meczu z Niemcami

Foto: AP

Arszawin Andriej Siergiejewicz

– człowiek, który zrobił na turnieju największy interes, mimo że przegrał. Po zaledwie trzech meczach jego wartość wzrosła do 25 mln euro. Przed rokiem wygrał wybory na radnego Sankt Petersburga, wystawiony przez partię Władimira Putina Jedna Rosja, ale zrezygnował z mandatu. Jest twarzą Sankt Petersburga jak Włodzimierz Iljicz Leningradu.

Bad Waltersdorf

– miejscowość w Styrii, znana z wód termalnych, podczas pierwszej rundy mistrzostw przebywała tam reprezentacja Polski. Przed turniejem porównywana z niemieckim Murrhardt, gdzie na mundialu w roku 1974 swoją bazę mieli Polacy. Po Euro zapomniana.

Bezpieczeństwo

– przestrzegane bardziej niż na mundialu w Korei i Japonii, niecały rok po ataku terrorystów na Nowy Jork. Nie wolno było wejść na stadion nawet z butelką wody, mimo że za przejściem w lodówce czekała taka sama. W Salzburgu zwołano naradę siedmiu ochroniarzy, którzy po kilkuminutowych dyskusjach podjęli decyzję, że wielofunkcyjny szwajcarski scyzoryk musi zostać w depozycie.

Boruc Artur

– nie mówi, tylko mamrocze, ale za to jak broni. Jego szczęście polegało na tym, że grał w kiepskiej drużynie i mógł się wykazać. Celtic Glasgow uznał 10 milionów funtów za minimalną kwotę, za jaką może go sprzedać. Tyle płaci się za piłkarzy, którzy zostają królami strzelców.

Casa Azzurri

– niebieskie dywany, muzyka na żywo, włoska kuchnia i kawa, wykwintne drinki i kilka sal konferencyjnych. Luksus w siedzibie reprezentacji Włoch bił po oczach. Nawet kiedy drużyna Roberto Donadoniego odpadła z turnieju, Casa w Oberwaltersdorfie nadal funkcjonowała. Tylko po to, żeby włoscy dziennikarze nie poczuli się opuszczeni.

Cech Petr

– największy pechowiec turnieju, a konkurencja była duża, choćby Alexander Frei i Franck Ribery. Jak sam powiedział: finał Ligi Mistrzów przegrałem w karnych, tytuł w Premiership w ostatniej kolejce, a Euro w dwie minuty. Rękawice, z których piłka wypadła pod nogi Turków, leżały w polu karnym podczas rundy honorowej, ale zwycięzcy omijali je szerokim łukiem jak relikwie. Cech pozostał z nami do końca turnieju: na plakacie, jako wielka reklamowa dekoracja karuzeli na Praterze.

Chorwaccy kibice

– jedyni, którzy sprawiali, że w austriackich miastach można było poczuć atmosferę wielkiego piłkarskiego święta. Na pierwszy trening w Bad Tatzmansdorf przyszło ich kilka tysięcy, na każdym meczu było po kilkadziesiąt, bo kupowali bilety od miejscowych. Kiedy ich drużyna odpadła po dramatycznym meczu z Turcją, po kolei skandowali nazwiska wszystkich swoich graczy i trenera, dziękując im za to, że tak pięknie reprezentowali kraj.

Cud

– przy stadionie w Bernie stoi odrestaurowany zegar odmierzający czas w finale mundialu 1954 roku, w którym Niemcy niespodziewanie pokonali Węgry. To było najbardziej nadużywane słowo turnieju: holenderski cud w Bernie, turecki cud w Genewie, wspomnienie austriackiego cudu w Cordobie. Tylko w Wiedniu i Klagenfurcie, gdy grała Polska, cuda coś nie chciały się zdarzać.

Doping

– w futbolu nie istnieje, a kontrole służą temu, by to potwierdzić. Piłkarzom badano krew, mocz, ale kontrole zaczęły się niedługo przed turniejem, gdy wszyscy już zrobili, co trzeba, podczas przygotowań i byli czyści. Tak można łapać na dopingu etiopskich biegaczy narciarskich, a nie profesjonalistów ze sztabem medycznym na usługach. Pytanie: jak się przygotowuje piłkarza, by podczas turnieju był jednocześnie w czołówce statystyk szybkości i wytrzymałości, pozostaje bez odpowiedzi.

Francja

– wicemistrzowie świata w Euro 2008: jeden gol, jeden punkt, jedno małżeństwo – trenera z dziennikarką telewizyjną. Polski bilans wyglądał bardzo podobnie, tylko bez małżeństwa.

Gmoch Jacek

– chyba najsmutniejszy człowiek na Euro. Komentował mecze dla greckiej telewizji. Kiedy wychodził ze stadionu w Salzburgu po trzeciej porażce drużyny Otto Rehhagela, Europa zastanawiała się już, która reprezentacja wypadła w turnieju najgorzej: Polska czy Grecja.

Gospodarze

– kiedy Niemcy organizowali dwa lata temu mistrzostwa świata, obawiano się ich zamiłowania do przestrzegania przepisów. Strach miał wielkie oczy, dopiero w Austrii i Szwajcarii trzeba było się bać. Nasz kolega wjechał w Bazylei pod prąd w ulicę jednokierunkową. Uwagę zwrócił mu przechodzień, który jednak na wszelki wypadek zanotował w zeszycie numer rejestracyjny i markę samochodu. Mimo wszystko trudno się było na nich gniewać, zwłaszcza na uprzedzająco grzecznych Szwajcarów. Jeden z ich byłych piłkarzy grających w Bundeslidze powiedział, że główna różnica pomiędzy Niemcem a Szwajcarem polega na tym, że ten pierwszy idzie do baru i mówi: “Chcę piwo”, a drugi: “Czy jest szansa, że mógłbym zamówić piwo?”. Jak to wygląda, widać było przy pożegnaniu trenera Kuhna. Odbyło się po zwycięstwie nad Portugalczykami, które nic Szwajcarom nie dawało, bo byli pierwszą z drużyn wyeliminowanych z turnieju. Szef federacji Ralph Zloczower mówił jednak, że nie potrafi sobie wyobrazić przyjemniejszych okoliczności, a odchodzący trener w pokoju każdego piłkarza zostawił wiaderko czekoladek i list, w którym dziękował za wszystko, obiecywał, że nigdy nie zapomni, i życzył sukcesów pod wodzą Ottmara Hitzfelda.

Granica

– jeśli ktoś tęsknił za nieodległymi czasami, gdy celnik był panem i przewiercał wzrokiem każdego, kto chce się dostać albo wydostać z jego kraju, w Austrii i Szwajcarii miał okazji do wspomnień w nadmiarze. Zwłaszcza na początku turnieju i na granicy szwajcarsko-niemieckiej pod Bazyleą. – Proszę zjechać na prawo – po takim wstępie następowało przeszukanie samochodu od schowków po bagażnik. Z czasem celnicy stracili zapał i wystarczało im zajrzenie do środka.

Luca Toni

– jedyny człowiek, który w komentarzach telewizyjnych występuje wyłącznie z imieniem, jako Lucatoni. Pozycja na boisku – środkowy napastnik. Pozycja po turnieju – jedno z największych rozczarowań.

Materace

– za 3 tysiące euro, z pilotem, którym można regulować twardość, nachylenie itd. Każdy piłkarz reprezentacji Niemiec miał taki w swoim pokoju hotelowym w Asconie, żeby nikt potem nie powiedział, że menedżer kadry Oliver Bierhoff zapomniał o czymś podczas przygotowań do operacji “mistrzostwo Europy”. Tytułu Niemcy nie zdobyli, ale w konkursie na najładniejszą i najbardziej wystawną kwaterę Euro wyprzedzili nawet Włochów.

Mozart Wolfgang Amadeusz

– scenka z jego najsłynniejszego wiedeńskiego mieszkania, na Domgasse (50 metrów od katedry, skrótem przez bramę): w dniu finału niemieccy kibice, zwiedzając muzeum, podśpiewują hymn swojego kraju, autorstwa starszego kolegi Mozarta – Józefa Haydna. Kibice hiszpańscy odpowiadają: śpiewajcie, śpiewajcie, bo wieczorem to już tylko requiem”.

Największe zaskoczenie

– Hindus w stroju ludowym kupujący w przeddzień finału w wiedeńskiej Fanzonie koszulkę reprezentacji Polski.

Placido Domingo

– śpiewał w pałacu Schőnbrunn w piątek przed finałem, razem z rosyjską sopranistką Anną Netrebko i meksykańskim tenorem Rolando Villazonem. Występ zastąpił słynne kiedyś “Koncerty trzech tenorów” towarzyszące mundialom. Domingo jest wykonawcą hymnu Realu – “Hala Madrid”, puszczanym z płyty przed meczami na Santiago Bernabeu.

W niedzielę śpiewak oglądał mecz na stadionie. Siedział blisko Harrisona Forda.

Plaża

– Austria nie ma dostępu do morza, ale piasek nad wodą jest nawet w Wiedniu. Przystanek Schwedenplatz, centrum miasta, nad kanałem dochodzącym do Dunaju. Po remisie z gospodarzami turnieju barmanka rodem z Ugandy zaśpiewała nam “Życie cudem jest”. Nauczyła się w Lidzbarku Warmińskim, który jest jedynym polskim miastem, jakie zna.

Podolski Lukas

– twarz rundy grupowej. Trzy bramki, wzruszające zachowanie po strzeleniu goli Polakom, miejsce w najlepszej drużynie turnieju, wybranej przez UEFA. Grupa Szwedów po przegranym meczu z Hiszpanią w Innsbrucku znalazła taki sposób na odreagowanie frustracji: upatrzyli sobie grupę austriackich kibiców i szli za nimi, krzycząc “Lukas Podolski”. Następnego dnia Austria grała z Niemcami.

Przyjemniaczki

– Michael Ballack i Jens Lehmann. Ballacka trzeba podziwiać, można szanować, ale lubić go trudno. Na boisku kłóci się, fauluje, a potem wymusza na sędziach korzystne dla siebie decyzje. W finale, kiedy Fernando Torres zwijał się z bólu po faulu Pera Mertesackera, Ballack zabronił kolegom przerywać grę. Nie posłuchał go Bastian Schweinsteiger. Po meczu z Polską, kiedy Ballack i Lehmann przechodzili przez specjalną strefę, gdzie dziennikarze mogli z nim porozmawiać, obydwaj polskiej prasie nie tylko stanowczo odmówili, ale zrobili to z pruskim wdziękiem. Nie tylko nas tak potraktowali.

– Niech pan tego nie bierze do siebie, ale nie zwykłem dyskutować o bramkarskiej technice z ludźmi takimi jak pan – odpowiedział Lehmann angielskiemu dziennikarzowi na pytanie, dlaczego łapanie piłki sprawia mu czasami takie problemy.

Ramos Sergio

– z każdym kolejnym meczem turnieju grał lepiej. Najbardziej niesforne dziecko Luisa Aragonesa – tylko podczas rundy grupowej spóźnił się na zbiórkę drużyny trzy razy – największy milczek w drużynie, gdy trzeba porozmawiać z dziennikarzami. Przed każdym meczem patrzył w niebo podczas hymnu, po finale zrobił to samo, a potem pokazał koszulkę, którą nosił pod reprezentacyjnym strojem. Było na niej zdjęcie Antonio Puerty – piłkarza FC Sevilla, który zmarł dziesięć miesięcy temu po zasłabnięciu na boisku – i napis “Na zawsze z nami”. Puerta rozegrał w reprezentacji Luisa Aragonesa jeden mecz. Był przyjacielem Ramosa, wychowali się w tej samej dzielnicy Sewilli.

Ronaldo Cristiano

– ogłoszony największą gwiazdą na długo przed turniejem, pożegnany w ćwierćfinale. Przegrał jako piłkarz, wygrał jako człowiek. Wszyscy mogli się przekonać, że to zupełnie zwyczajny chłopak, uprzejmy i mówiący do rzeczy. Gdy Portugalczycy wchodzili na stadion w Bazylei przed ćwierćfinałem z Niemcami, on jako jedyny się ukłonił – na wszelki wypadek, gdyby w korytarzu były jakieś kobiety. Po meczu zamiast o rozczarowaniu porażką musiał opowiadać o transferze do Realu Madryt, bo to bardziej interesowało dziennikarzy. Ciekawe, jak daleko zaszliby Portugalczycy, gdyby najważniejszą osobą w ich kwaterze w Neuchatel był Luiz Felipe Scolari, a nie król menedżerów Jorge Mendes. Najważniejsi klienci: Cristiano Ronaldo, Deco, Jose Mourinho, Scolari. Trzeba coś jeszcze dodawać?

Sędziowie

– dowód na istnienie sieci powiązań pozwalających zostać arbitrami międzynarodowymi nawet takim, którzy nie są najlepsi w swoich krajach. Sędziowie techniczni to osobny gatunek. Mają być tylko pomocnikami, ale parcie na sławę często bierze górę. Słoweniec Damir Skomina wpisał się do historii turnieju, doprowadzając do wyrzucenia na trybuny Joachima Löwa i Josefa Hickersbergera. Poczuł się dotknięty prośbą starszego trenera do młodszego: “Czy mógłbyś powiedzieć temu jajogłowemu, żeby pozwolił nam pracować?”. Swoje starcia z sędziami technicznymi mieli m.in. Guus Hiddink, Fatih Terim, Luiz Felipe Scolari. Jak powiedział Otto Rehhagel: – Niedługo będziemy się cieszyć, jak nas w ogóle wpuszczą nas stadion, choćby w szklanych klatkach.

Shaggy

– jego piosenka “Feel the Rush” będzie się kojarzyć z mistrzostwami tak jak piękna gra Hiszpanów. Ludzie odpowiedzialni za dobór muzyki na turniej powinni dostać premię. Były trzy oficjalne utwory i wszystkie dobre. “Seven Nation Army” zespołu White Stripes przeszło z głośników na trybuny i już nigdy z nich nie zejdzie.

Stadiony

– poprzednie Euro w Portugalii zorganizowano na dziesięciu nowych obiektach, w Austrii i Szwajcarii tylko modernizowano istniejące. W Innsbrucku i Klagenfurcie większość trybun zbudowana została z rusztowań, już zresztą rozebranych. W Wiedniu widownię od boiska dzielił taki dystans, że do łask wróciły teatralne lornetki.

Sznycel wiedeński

– kawałek smażonej wieprzowiny, większy od talerza, na którym go położono. Od kiedy Polacy już za granicą nie głodują – za duży, żeby go zjeść w całości. Zwłaszcza kiedy podawany jest w towarzystwie zimnej sałatki z tłuczonych kartofli.

Transport

– pociągiem z Wiednia do Innsbrucku: pięć przesiadek, osiem godzin podróży. Z Wiednia do Bazylei: sześć przesiadek, jedenaście godzin. Na tych, którzy jeździli samochodami, czekały 17-kilometrowe tunele z ograniczeniem prędkości do 80 km/h i radary, które nawet nie błyskają, tylko robią zdjęcia z tyłu.

Turcy

– wcześniej gwarantowali tylko bijatyki na boisku, teraz rozkochali w sobie kibiców. Grali radośnie, walecznie i z taką wiarą, że żaden z trenerów nie potrafił logicznie uzasadnić, w jaki sposób doszli do półfinału.

Webb Howard

– sierżant angielskiej policji z Sheffield. Bardzo ważna postać w historii polskiego futbolu. Gdyby nie on, nie mielibyśmy czym tłumaczyć remisu z Austrią. Podobno Łeba zwróciła się do niego z prośbą o pomoc w promocji miasta.

Wyspy Owcze

– najczęściej powtarzająca się nazwa reprezentacji nieobecnej w finałach. Używana zawsze razem z nazwiskiem trenera Josefa Hickersbergera, na pamiątkę porażki jego i reprezentacji Austrii w roku 1991. Od tamtej pory austriaccy piłkarze nie zrobili nic, o czym mówiłby świat, więc przypominają Wyspy Owcze w ramach samobiczowania.

Zakończenie

– nie zagrają już więcej w reprezentacyjnej koszulce m.in. Lilian Thuram (po kłopotach z sercem również gra w PSG jest mało prawdopodobna), Claude Makelele, Tomas Galasek, Jan Koller, Niko Kovac, Edwin van der Sar, Fredrik Ljungberg, Rustu Recber, Antonis Nikopolidis. Zastanawiają się nad zakończeniem kariery w kadrze Patrick Vieira, Gregory Coupet, Alessandro del Piero, Marco Materazzi. Pracę zmienia lub przechodzi na emeryturę aż ośmiu trenerów: Luis Aragones, Luiz Felipe Scolari, Fatih Terim, Karel Brückner, Marco van Basten, Robert Donadoni, Jakob Kuhn i Josef Hickersberger. Coś się kończy, coś zaczyna. Zapraszamy za cztery lata do Polski i na Ukrainę.

Arszawin Andriej Siergiejewicz

– człowiek, który zrobił na turnieju największy interes, mimo że przegrał. Po zaledwie trzech meczach jego wartość wzrosła do 25 mln euro. Przed rokiem wygrał wybory na radnego Sankt Petersburga, wystawiony przez partię Władimira Putina Jedna Rosja, ale zrezygnował z mandatu. Jest twarzą Sankt Petersburga jak Włodzimierz Iljicz Leningradu.

Pozostało 98% artykułu
Sport
Jagiellonii i Legii sen o Wrocławiu
Sport
Tadej Pogacar silny jak nigdy
Sport
PKOl i Radosław Piesiewicz pozwą ministra Sławomira Nitrasa
Sport
Mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym. Katarzyna Niewiadoma wśród gwiazd
Sport
Radosław Piesiewicz ripostuje. Prezes PKOl zyskał na czasie