Karawana samochodów i autokarów z literkami „PL” na tablicach rejestracyjnych dosłownie zalała trasy prowadzące na Węgry. Kotlina, w której położony jest Hungaroring, rozbrzmiewała przez cały weekend polskimi okrzykami i pieśniami zagrzewającymi Roberta do walki o punkty w niedzielnym wyścigu. Trybuny i okoliczne wzgórza przybrały biało-czerwone barwy, na ogromnych flagach widniały nazwy miejscowości z całego kraju. Jedno ze stoisk gastronomicznych wabiło klientów napisem „Kebab cudownie pyszny, poleca Robert K.”, a tuż przed główną bramą wjazdową ktoś zaparkował dziesięciometrową limuzynę Lincolna z napisem „Robert Kubica Fan Klub”. Tuż przed startem do wyścigu, kiedy samochody stały już na polach startowych, a wokół kłębił się tłum mechaników i dziennikarzy, okolice prostej wybuchły gromkim „Robert, Robert”.

Przybysze z Polski wprowadzili na trybuny Hungaroringu wspaniałą atmosferę. Okazuje się, że dyscyplina sportu, która jeszcze parę lat temu była nad Wisłą praktycznie nieznana, potrafi wywołać wśród Polaków prawdziwe poruszenie. Formuła 1 potrzebuje zastrzyku świeżości, także jeśli chodzi właśnie o kibiców. Wyścigowy światek był zaskoczony polskimi kibicami – ich żywiołowością, zorganizowaniem przy wspólnych śpiewach czy wreszcie bezgranicznym uwielbieniem naszego kierowcy. Po wyścigu tłum zgromadzony pod garażem BMW Sauber głośnymi okrzykami dziękował Kubicy za prawie dwugodzinną męczarnię w źle prowadzącym się samochodzie, uwieńczoną zaledwie jednym punkcikiem w klasyfikacji mistrzowskiej.

Formuła 1 jest sportem praktycznie pozbawionym wrogiej atmosfery na trybunach. Kibice różnych zespołów i kierowców z różnych krajów siedzą obok siebie, wspólnie przeżywając wyścig. Takie incydenty, jak wybryk grupki hiszpańskich kibiców, skierowane przeciw McLarenowi i Lewisowi Hamiltonowi, czy też drobne starcie kibiców Miki Hakkinena z fanami Michaela Schumachera, które miało miejsce paręnaście lat temu właśnie na Hungaroringu, należą do rzadkości.

Tym bardziej kolą w oczy sporadyczne wybryki polskich kibiców, którzy po zatankowaniu kilku zimnych piw wznosili niepochlebne okrzyki pod adresem rywali Kubicy. Co prawda po polsku, ale w erze zjednoczonej Europy nieliczne słowa z naszego języka są już powszechnie rozumiane przez obcokrajowców. Na szczęście były to tylko incydenty, które w żaden sposób nie zakłóciły wspaniałej, „polskiej” atmosfery na węgierskim torze. I oby tak działo się nadal, oby polscy kibice wnieśli do świata Formuły 1 tylko świetny i zorganizowany doping, a nie wygłupy jak z polskich piłkarskich stadionów.