Z widokiem na Pola Elizejskie

Lance Armstrong dziś ruszył na trasę Tour Down Under. To tylko pierwszy etap jego wielkiego sportowo-charytatywnego happeningu.

Publikacja: 20.01.2009 02:55

Z widokiem na Pola Elizejskie

Foto: Reuters

Wyścig zaczął się w niedzielę, ale wtedy rozegrano tylko kryterium uliczne w Adelajdzie. Dziś nad ranem skończył się pierwszy prawdziwy etap z Norwood do Mawson Lake.

Australijski wyścig pierwszy raz znalazł się w centrum uwagi. Owszem, jest to impreza zaliczana do prestiżowego Pro Tour, jedyna z tego cyklu rozgrywana poza Europą, startują w niej najmocniejsze zawodowe grupy. Ale dotychczas był to tylko pierwszy test w sezonie, rozgrzewka przed wielkimi imprezami, tymi na Starym Kontynencie. Teraz ma wyjątkową rangę, bo tu właśnie siedmiokrotny zwycięzca Tour de France postanowił wrócić do ścigania po ponadtrzyipółletniej przerwie.

To już drugi powrót Amerykanina z Teksasu. Wszyscy pamiętają ten pierwszy, gdy najmłodszy zawodowy mistrz świata (Armstrong zdobył tytuł w Oslo w 1993 r., mając 21 lat) wracał do sportu po ciężkiej chorobie nowotworowej jąder z przerzutami do płuc i mózgu. Jesienią 1996 r. lekarze dawali mu nikłe szanse przeżycia. Przeszedł dwie operacje chirurgiczne, chemioterapię w czterech cyklach.

[wyimek]Czy wygram Tour de France? Spytajcie mnie w kwietniu lub maju - Lance Armstrong, zwyciężył w TDF siedem razy[/wyimek]

Wrócił do ścigania w 1998 r., a w kolejnych siedmiu latach wygrywał największy i najtrudniejszy etapowy wyścig na świecie – Tour de France. Takiej serii zwycięstw nie miał wcześniej nikt.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Prywatny dziennik do wglądu[/srodtytul]

Były kolarz US Postal i Discovery Channel teraz ściga się w barwach kazachskiej grupy Astana. Jej dyrektorem sportowym jest Belg Johan Bruyneel, który prowadził go do wszystkich zwycięstw w Wielkiej Pętli. Armstrong podkreśla, że na jego powrót do zawodowego peletonu wpłynęły przede wszystkim potrzeby prowadzonej przez niego kampanii na rzecz walki z rakiem. Utworzona w 1997 r. fundacja Lance’a Armstronga Livestrong przekazała już na ten cel ponad 250 mln dolarów. “Codziennie 22 tysiące ludzi umiera na raka, może ich być znacznie mniej” – to motto jej założyciela.

Za start w Tour Down Under Amerykanin nie weźmie żadnego honorarium. Liczy się tylko fundacja. Kryterium w Adelajdzie nazywało się Cancer Council Classic, dochody z niego będą przekazane na walkę z rakiem.Swój powrót do zawodowego ścigania 37-letni Amerykanin ogłosił 9 września 2008 r. Przepisy UCI stanowią, że kolarz wznawiający karierę musi się poddać wymogom specjalnego programu antydopingowego (m.in. w każdej chwili poddawać się niezapowiedzianym kontrolom antydopingowym) przez sześć miesięcy przed planowanym startem. W tym wypadku organizatorzy i UCI zrobili wyjątek, odstępując od literalnego stosowania przepisu. Zresztą Armstrong, startując ostatnio w biegach maratońskich, podlegał kontroli Amerykańskiej Agencji Antydopingowej.Teraz jest jednym z najczęściej sprawdzanych sportowców. Od września do połowy grudnia przeszedł aż 11 kontroli antydopingowych. Stanowczo podkreśla, że nie ma nic do ukrycia. Na swojej stronie internetowej oraz za pośrednictwem serwisu twitter.com niczym w prywatnym dzienniku opisuje swoje treningi, spotkania, daty kontroli oraz prowadzi dialog z internautami.

[srodtytul]Pod eskortą[/srodtytul]

W Australii przywitano go jak gwiazdę rocka. Jego przylot do Adelajdy trzymany był w tajemnicy w obawie przed nadmierną liczbą fanów. W drodze z lotniska i nazajutrz na konferencję prasową eskortowała go policja. Treningi kolarza zabezpieczają motocykl i dwa wozy patrolowe policji oraz samochód z ochroniarzami po cywilnemu.

Jakie szanse ma Armstrong w wyścigu? – Testy wykonane na rowerze, na szosie i w laboratorium wskazują, że moja styczniowa siła i wydolność są większe niż w latach, gdy wygrywałem Tour de France – mówił na konferencji prasowej w Adelajdzie. – Ale to nic nie znaczy, dopóki nie rozpocznie się wyścig. W kryterium zajął 64. miejsce, w środku stawki. – To nie jest mój ulubiony sposób ścigania – komentował na mecie. – Miałem trochę obaw, ale jak na pierwszy dzień było całkiem dobrze.

Reklama
Reklama

W ostatnich dniach przed przylotem do Australii Armstrong wraz z Chrisem Carmichaelem, który pomagał mu w 1999 r., przed pierwszym wielkim powrotem, trenował na Hawajach, gdzie temperatura sięgała 40 stopni Celsjusza. Amerykanin nie widzi się w głównej roli w Tour Down Under. – Byłoby nierealne oczekiwać tutaj zwycięstwa. Mam nadzieję, że wytrzymam trudy wyścigu, że będę się w nim liczył, ale też mogę się kompletnie mylić i okaże się, że będę pierwszym, który się wycofa. W wyścigu liczy się nie tylko kondycja fizyczna. Także to, jak się czujesz i co cię może spotkać w grupie 200 zawodników zjeżdżających z góry i pokonujących niebezpieczne zakręty z prędkością 40 – 50 mil na godzinę.

[srodtytul]Numer 11[/srodtytul]

Sześcioetapowy Tour Down Under zakończy się w niedzielę, 25 stycznia, w Adelajdzie. Armstrong jedzie z numerem 11. W tegorocznych planach ma także pierwszy w swojej karierze start w Giro d’Italia (9 – 31 maja). W lutym pojedzie w wyścigu Tour of California, potem w 100. edycji słynnego klasyka Mediolan – San Remo (24 marca) i w dwudniowym Criterium International we Francji. Nie wyklucza także startu w innym klasyku – Dookoła Flandrii – oraz w Giro di Trentino. Tegoroczne starty zakończy na Polach Elizejskich, na mecie Tour de France (4 – 26 lipca). Pytany, czy będzie walczył o ósme zwycięstwo w Wielkiej Pętli, odpowiada: – Zapytajcie mnie o to w kwietniu lub maju.

Armstronga czeka w tym roku jeszcze jedno ważne wydarzenie. Jego przyjaciółka Anna Hansen, z którą związany jest od dwóch lat, spodziewa się dziecka. Troje poprzednich dzieci Armstronga z małżeństwa z Kristin Richards urodziło się w wyniku sztucznego zapłodnienia nasieniem pobranym od niego jeszcze przed operacją jąder i chemioterapiami. Dziecko z Anną Hansen zostało poczęte w sposób naturalny. Ma się urodzić w czerwcu. Jeszcze przed Tour de France.

Wyścig zaczął się w niedzielę, ale wtedy rozegrano tylko kryterium uliczne w Adelajdzie. Dziś nad ranem skończył się pierwszy prawdziwy etap z Norwood do Mawson Lake.

Australijski wyścig pierwszy raz znalazł się w centrum uwagi. Owszem, jest to impreza zaliczana do prestiżowego Pro Tour, jedyna z tego cyklu rozgrywana poza Europą, startują w niej najmocniejsze zawodowe grupy. Ale dotychczas był to tylko pierwszy test w sezonie, rozgrzewka przed wielkimi imprezami, tymi na Starym Kontynencie. Teraz ma wyjątkową rangę, bo tu właśnie siedmiokrotny zwycięzca Tour de France postanowił wrócić do ścigania po ponadtrzyipółletniej przerwie.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Reklama
Sport
Nie chce pałacu. Kirsty Coventry - pierwsza kobieta przejmuje władzę w MKOl
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Sport
Transmisje French Open w TV Smart przez miesiąc za darmo
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama