Amerykańskie plany powrotu do Formuły 1

Ostatni amerykański zespół ścigał się w Grand Prix ponad 20 lat temu. Team Haas wziął udział w 19 wyścigach, w których uzbierał w sumie 6 punktów.

Aktualizacja: 29.03.2009 11:57 Publikacja: 29.03.2009 00:05

Danika Patrick

Danika Patrick

Foto: AFP

Obecnie powstaje zespół US Grand Prix Engineering (USGPE). Stworzyć w czasach kryzysu zabawkę za 70 mln dolarów, to coś, na co mogli się porwać tylko Amerykanie. Nowy team chce dołączyć do rywalizacji od 2010 roku. Amerykanie bywali już mistrzami świata w Formule 1. Tytuły zdobywali Phil Hill (1961) i Mario Andretti (1978). Peter Windsor i Ken Anderson, prezentując swój pomysł przed kamerami, posłużyli się hasłem Baracka Obamy „Yes we can”. Bo jak to możliwe, by kraj, który jest jednym z największych producentów aut na świecie, nie miał ani swojego zespołu Formule 1, ani nawet kierowcy? Motoryzacyjne zagłębie w Detroit ma się źle? Nieprawda, pokażemy wszystkim, jak się robi wyścigi.

– Jeśli spojrzymy w przeszłość, to przekonamy się, że aby zaistnieć w tym sporcie, trzeba było mieć miliardy dolarów na koncie – mówi Windsor. W chudych latach można kupić tanio, a gdy nadejdzie koniunktura, cieszyć się zyskami. – Formuła 1 jest bardzo atrakcyjnym produktem dla telewizji, dlatego ma szansę przetrwać kryzys bez wielkich strat. Zracjonalizowanie budżetów sprawi, że w przyszłości będzie jeszcze silniejsza – przewiduje dyrektor USGPE. Dzięki temu nowy zespół z budżetem na poziomie 50 – 70 mln dol. nie budzi uśmiechów na twarzach konkurentów, ale szacunek, że w trudnych czasach udało mu się pozyskać tyle pieniędzy dla nowego przedsięwzięcia.

Windsor, angielski dziennikarz, w przeszłości dyrektor techniczny w zespole Williamsa i Ferrari, przyznał w jednym z wywiadów, że pierwsze pomysły na stworzenie zespołu wspólnie z Andersonem pojawiły się w połowie lat 90. Podział ról jest jasno określony. Windsor, który wypowiada się w imieniu duetu, obejmie w USGPE funkcję dyrektora sportowego. Inżynier Anderson będzie dyrektorem technicznym, zwłaszcza że pełnił już tę funkcję w zespole Ligier w latach 80. Otwarcie amerykańskiego rynku bardzo by się przydało całej dyscyplinie. Zwłaszcza że ostatnio centrum Formuły 1 przesuwa się do Europy, a stamtąd jeszcze bardziej na Wschód – do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Malezji, Chin, a nawet Indii. Ostatnie Grand Prix USA odbyło się w 2007 roku na torze w Indianapolis. W nadchodzącym sezonie nie będzie również wyścigu w Kanadzie, który rok temu wygrał Robert Kubica.

Szefowie amerykańskiego teamu chcą przyciągnąć miejscowych kibiców, zatrudniając amerykańskich kierowców. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest Scott Speed, który jeździł w ekipie Toro Rosso w latach 2006 – 2007, ale wielkich sukcesów nie odniósł. Pod uwagę brani są także: Connor Daily, Josef Newsgarden czy wnuk byłego mistrza świata Marco Andretti, ale żaden z nich nie jeździł nigdy w Formule 1. Dobrym rozwiązaniem, z komercyjnego punktu widzenia, byłoby zatrudnienie Daniki Patrick, która przyciąga kibiców nie tylko szybką jazdą, ale i urodą. Wymieniane są nazwiska Kolumbijczyka Juana Pablo Montoyi i Brazylijczyka Rubensa Barrichello.

By podkreślić amerykańskość zespołu, Windsor i Anderson zlokalizowali jego siedzibę w Charlotte, w Karolinie Północnej. Obaj dodają też, że prowadzenie zespołu w USA kosztuje mniej niż w Europie, bo większość technologii w Formule 1 pochodzi z USA, a obecnie nawet większość wyścigów jest rozgrywana poza Europą. Paul Stoddart, były szef zespołu Minardi, jest jednak przeciwnego zdania. – Jeśli nie jesteś w stanie zapłacić takich pieniędzy jak Ferrari albo Toyota, wówczas musisz być w Wielkiej Brytanii. Większość fachowców tam mieszka i nie ma ochoty ruszać się stamtąd. Stoddart nie wierzy również, że twórcom USGPE uda się przyciągnąć na trwałe sponsorów, jeśli Grand Prix nie wróci do USA.

Windsor i Anderson dają sobie rok na zbudowanie samochodu i liczą, że do tego czasu amerykańska gospodarka zacznie wychodzić z kryzysu, a wielki mag Formuły 1 Bernie Ecclestone przypomni sobie, że w Indianapolis jest tor, którego nie trzeba budować od podstaw.

Obecnie powstaje zespół US Grand Prix Engineering (USGPE). Stworzyć w czasach kryzysu zabawkę za 70 mln dolarów, to coś, na co mogli się porwać tylko Amerykanie. Nowy team chce dołączyć do rywalizacji od 2010 roku. Amerykanie bywali już mistrzami świata w Formule 1. Tytuły zdobywali Phil Hill (1961) i Mario Andretti (1978). Peter Windsor i Ken Anderson, prezentując swój pomysł przed kamerami, posłużyli się hasłem Baracka Obamy „Yes we can”. Bo jak to możliwe, by kraj, który jest jednym z największych producentów aut na świecie, nie miał ani swojego zespołu Formule 1, ani nawet kierowcy? Motoryzacyjne zagłębie w Detroit ma się źle? Nieprawda, pokażemy wszystkim, jak się robi wyścigi.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Materiał Promocyjny
VI Krajowe Dni Pola Bratoszewice 2025
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont