Pytałem siebie dlaczego nie dzwonią

Karol Jabłoński. Polski żeglarz o losie Pucharu Ameryki, pracy w kryzysie, pomocy krajowemu żeglarstwu i powrocie do bojerów

Publikacja: 07.04.2009 21:22

Karol Jabłoński

Karol Jabłoński

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Dobrzyński

[b]Rz: Czy ambicje dwóch miliarderów, Larry'ego Ellisona z BMW Oracle i Ernesto Bertarelliego z Alinghi pogrzebały Puchar Ameryki?[/b]

[b]Karol Jabłoński:[/b] Puchar Ameryki zawsze był rywalizacją, która przyciągała milionerów. Była w nim i polityka, i osobiste ambicje. W tym przypadku mamy trochę nietypową sytuację. Wszystko zaczęło się od tego, że team hiszpański wyzwał Alinghi na pojedynek. Każdy team może wyzwać obrońcę pucharu, ale trzeba być do tego dobrze przygotowanym i spełnić wszystkie wymogi formalne i prawne. Hiszpanie tego nie dopełnili, Alinghi zastopowało rywalizację, a BMW Oracle tę sytuację wykorzystał. Ellison całe życie poświęcił na to, żeby zdobyć Puchar Ameryki i do tej pory mu się nie udało. W ostatnich trzech kampaniach nie był nawet w finale. Wykorzystał więc szansę, by utrudnić życie Alinghi i pójść na skróty. Wygrał sprawę w Sądzie Apelacyjnym i będzie żeglował bez eliminacji.

[b]Puchar Ameryki będzie zatem rywalizacją dwóch wielkich trimaranów, odbędzie się nie wcześniej, niż za 10 miesięcy. Co jeszcze oznacza decyzja sądu w Nowym Jorku?[/b]

Oznacza straconą wielką szansę. Dzięki Pucharowi Ameryki żeglarstwo mogło osiągnąć status sportu podobnego do Formuły 1, tenisa lub golfa. Była szansa, by regaty odbywały się cyklicznie, co dwa-trzy lata. Dla nas była to znakomita okazja rozwijania swoich umiejętności, zarabiania pieniędzy, posiadania normalnego rynku pracy. A tak, wszystko wzięło w łeb.

[b]Czy można przewidzieć, kiedy znów odbędą się pełne regaty wszystkich syndykatów, a nie te okrojone?[/b]

Dla pozostałych teamów werdykt oznacza długą przerwę. Podejrzewamy, że będzie to rok 2012 lub 2013. To załamanie, destrukcja regat o Puchar Ameryki. Tysiące żeglarzy, projektantów, ludzi związanych z żeglarstwem zawodowym nie ma pracy, stoi i czeka.

[b]Miał pan startować w Team Germany, co teraz?[/b]

Podpisałem kontrakt z Niemcami i w tej chwili jestem cały czas z nimi w kontakcie, chociaż trudno powiedzieć, czy oni się zdecydują na udział w kolejnych regatach. Wszystko jest patykiem na wodzie pisane. Na razie wykazują zainteresowanie. Są tak przygotowani, że mogliby zacząć projekt od jutra. Działania i scenariusze były rozpisane, budżet opracowany, pomimo kryzysu.

[b]Ile Team Germany wydał do tej pory?[/b]

Przygotowywaliśmy się do Pucharu Ameryki na rok 2009. Budżet opiewał na 60 mln euro na 2 lata. W ciągu 3-4 miesięcy wydaliśmy prawie 10 mln euro. Te pieniądze poszły na zatrudnienie ponad stu osób, a później na wypłacenie im odszkodowań za zwolnienie. To były koszty operacyjne. Kupiliśmy też wspaniały jacht od teamu Alinghi za 2-3 mln euro.

[b]Na brak zajęć pan jednak nie narzeka. Kryzys w żeglarstwie pana nie dosięga?[/b]

Na to by mieć pracę w dobie kryzysu pracowałem wiele lat. Ludzie cenią to, co potrafię. To prawda, że pracy ubyło, ale wciąż jest kilka projektów, gdzie mnie przyjmą. W grudniu podpisałem kontrakt z właścicielem firmy Schütz Werke – Udo Schützem (żeglowałem z nim w 1993 roku w Admirals Cup). Niemcy doceniają nie tylko żeglarzy, ale wszystkich, którzy przez lata potrafią wykonywać dobrze swoją robotę. To że doszedłem do Pucharu Ameryki też zostało odnotowano w Niemczech bardzo mocno. Ludzie do mnie dzwonią i chcą ze mną żeglować mimo tego, że nie mam łatwego charakteru.

[b]W lutym pojawił się pan także w barwach „Organika Sailing Team” i zaczął starty w klasie RC44. Co to za regaty?[/b]

Trzykrotny zdobywca Pucharu Ameryki Russell Coutts po odejściu z Alighi miał czas i pieniądze (jego zarobki sięgały 4,5-5 mln euro rocznie), by zrealizować swoje marzenie – stworzenie własnej klasy. Zrobił to bardzo profesjonalnie – jachty są wspaniałe, żeglowanie na nich wymaga od załogi wielkiego kunsztu, bo załoga składa się tylko z ośmiu osób. Jeszcze pamiętam, jak na jachtach wielkości 40 stóp ścigaliśmy się w 12-14 osób. Do tego dołączył dziwną regułę, że połowa załogi to amatorzy.

[b]Skąd ten pomysł?[/b]

Na początku klasa RC44 żeglowała na Adriatyku, ścigali się tam bogaci właściciele z Włoch, Słowenii i Chorwacji. Było ściganie na poziomie raczej amatorskim, w załodze był jeden lub dwóch zawodowców. Teraz amatorstwa prawie nie ma, w każdej załodze widzę twarze znane z Pucharu Ameryki. Niektórzy formalnie stracili status zawodowca, bo przez dwa lata nie żeglowali, ale umiejętności zostały. Dlatego teraz, by rywalizować w tej klasie trzeba mieć super załogę. Te regaty dają dziś możliwość pożeglowania w formule match-racingowej z najlepszymi na świecie. Jest tu wiele sław żeglarstwa. W tym roku pływamy w Hiszpanii, Włoszech, Austrii, Francji i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

[b]Skąd w tym gronie polska łódka?[/b]

Właściciel „Organiki” Maciej Nawrocki zaczął żeglować na tym jachcie dwa lata wcześniej. Projekt nie jest relatywnie drogi, jacht kosztuje ze wszystkim raptem pół miliona euro. Można kupić nowy, można używany. Koszty są małe w porównaniu z regatami na jachtach podobnej wielkości. Wpływa na to i mniejsza załoga i organizacja: wszystkie jachty są transportowane wspólnie, koszty są dzielone. Nie oszukujmy się, my żeglarze z Polski mamy teraz tę jedyną możliwość, by żeglować na polskim jachcie. Od czasu projektu Polska 1 Challenge nie było i nadal nie ma ambitnego krajowego projektu. Jak się mnie ludzie pytają o polskie żeglarstwo morskie, to odpowiadam, może dla niektórych niegrzecznie, że nie istnieje.

[b]Piąte miejsce na początek, to dobry wynik?[/b]

Pierwszą część, regaty meczowe zakończyliśmy na 7. pozycji, nie było to dla mnie miejsce zadowalające. Mogliśmy wypaść dużo lepiej, mieliśmy kilka fajnych, ciasnych wyścigów, przegraliśmy je o metr. Zawsze to jednak drugie miejsce, nieważne o ile się przegra. W regatach flotowych było lepiej, zaczęliśmy się rozpędzać, raz wygraliśmy, w dobrych stabilnych warunkach, to nie była kwestia przypadku.

[b]Możliwe są regaty RC44 w Polsce?[/b]

Są możliwe. Prowadziłem nawet rozmowy z Couttsem w tej sprawie. On bardzo by chciał, żeby takie regaty trafiły do Polski w przyszłym roku. Pewnie do Sopotu, choć mariny tam nie ma. Pod względem logistycznym jest to trochę skomplikowana sprawa, jachty trzeba trzymać w Gdyni, ale wszyscy mają jeszcze w pamięci dawne regaty klasy jednej tony – ILC40, tamto dobre wrażenie pozostało.

[b]Nie korci pana powrót do pracy w polskim żeglarstwie?[/b]

Nie chciałem i nie chcę się narzucać. To jest decyzja władz Polskiego Związku Żeglarskiego, oni muszą zadecydować, czy jestem im potrzebny, czy nie, czy jestem im stanie pomóc w bezpośredniej fazie przygotowań, czy na samych igrzyskach, czy mam odpowiednie doświadczenie. Do Pekinu naszych żeglarzy przygotowywała duża grupa ludzi, był plan szkolenia i przygotowań, który został zrealizowany. Trudno było mi zadzwonić i mówić: słuchajcie, jestem wolny, weźcie mnie. Ja wiem, że sporo potrafię i mógłbym pomóc. Siedziałem sobie w domu i myślałem: byłoby fajnie, gdyby zadzwonili. Potem pytałem siebie dlaczego nie dzwonią. I odpowiadałem: widocznie wszystko szło według harmonogramu, były medale zdobywane na mistrzostwach świata i Europy. Szanse na medal olimpijski były duże, a że nie wyszło....

[b]Wróci pan na na bojery?[/b]

Chciałem wrócić już tej zimy, ale kryzys to kryzys. Musiałem patrzeć z czego żyję. Bojery to jest hobby, trochę kosztuje, a ja w styczniu startowałem w regatach w Key West, pod koniec lutego miałem regaty na RC44, następnie zgrupowanie na jachcie Container. Nie było możliwości, aby się odpowiednio przygotować do regat bojerowych. Pogoda też nie sprzyjała, zima niby ostra, a jakby jej nie było. Ale wrócę. Wciąż patrzę co się dzieje w branży. Formę trzymam, biegam. W Nowy Rok nawet wsiadłem do bojera, poleciałem trochę, byłem tak podekscytowany, że lód, że wiatr i chyba nie ubrałem się zbyt dobrze. Plecy mi przymarzły do kokpitu. Na drugi dzień pojechaliśmy do Giżycka na Śniardwy i tam się doprawiłem. Z regat nic nie wyszło.

BMW
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?