Giacobbe Fragomeni to jeden z najpopularniejszych sportowców we Włoszech. Cenią go w ojczyźnie za hart i lwie serce do walki. Dlatego Valerio Esposti napisał o nim książkę („Kiedyś była ciemność”), a Grek Dmitris Statiris za włoskie pieniądze nakręcił dokument „Bez przerwy – pamiętnik życia na linach”. Jednak gdy pięściarze wychodzili na ring, koneser boksu i komentator RAI Mario Mattioli delikatnie oswajał telewidzów z myślą, że Włoch może tę walkę przegrać, bo jest starszy, słabszy, niższy i wolniejszy. Kamery kilkakrotnie pokazały siedzącego w pierwszych rzędach Zbigniewa Bońka.
Zachwyty nad klasą Polaka trwały przez pierwsze cztery rundy. Mattioli stwierdził, że Włodarczyk trafia częściej, ale Fragomeni ładniej. Po czwartym starciu sekundanci apelowali do Fragomeniego, żeby zwolnił i nie wdawał się w bijatyki. W piątej rundzie komentator odniósł wrażenie, że to Polak jest 12 lat starszy od rywala. Po ósmej zdaniem włoskich sprawozdawców, jak i rzekomo w kartach sędziowskich, był remis. Tak oceniał Fin Lehtosaari, Brytyjczyk Davis miał widzieć jednopunktową przewagę Polaka, Francuz Dolpierre odwrotnie. To, że Fragomeni przetrwał nawałnicę i dwa nokdauny w 9 rundzie, Mattioli uznał za cud, a to, co działo się potem, za godne eposu. Przyrzekł, że będzie o tym opowiadał wnukom jak się urodzą. Po końcowym gongu widział jednopunktowe zwycięstwo Fragomeniego 114-113, choć dopuszczał myśl o remisie. Gdy zapadły wyroki, włoscy komentatorzy niepokoili się o fizyczną i moralną kondycję sędziego Davisa, który wypunktował 116-112 dla Polaka.
Fragomeni po walce pokreślał wielką klasę Włodarczyka. Uznał werdykt za sprawiedliwy, bo sam miałby trudności z wytypowaniem zwycięzcy. Podobnie pod tytułem „Szaleństwo Fragomeniego” napisała niedzielna „Gazzetta dello Sport” (na 41 stronie). Włosi sądzą, że był to wspaniały, trzymający w ogromnym napięciu pojedynek i prawdziwa reklama coraz bardziej zapominanego tu boksu. Wydarzeniem sportowej soboty było naturalnie zdobycie tytułu futbolowgo mistrza Włoch przez Inter Mediolan.