Po setkach wydanych milionów euro i jednej interwencji Watykanu w sobotę zaczyna sezon Primera Division
Biletów nie ma od dawna, chyba że ktoś nazywa się Usain Bolt i uda się go upchnąć w ostatniej chwili w sektorze VIP. Jamajczyka się udało, ale wielu odejdzie z niczym, tak jak w czerwcu, gdy próbowali się dostać na prezentację Cristiano Ronaldo. Santiago Bernabeu, stadion, na którym w ostatnich latach częściej słychać było pomruk niezadowolenia niż uznania, znów ma się zapełniać na każdy mecz i być najważniejszym miejscem futbolu. W sobotę o 20 będzie. Tu zaczyna się sezon i nowy rozdział historii Realu. Rywalem będzie Deportivo La Coruna, ale to nie ma znaczenia.
„Piłka należy do Barcelony, wybieg do Realu” – napisał w zapowiedzi sezonu „El Pais”, choć może lepiej byłoby napisać, że do Realu należy cała reszta. Barcelona zdobyła trzy miesiące temu Puchar Europy, mistrzostwo i Puchar Hiszpanii, ale Real wygrał walkę o wyobraźnię. Tu transferów nie nazywano tego lata transferami, ale sportowym projektem przyszłości. Nowego-starego prezesa Florentino Pereza witano tak, jakby nie tylko potrafił uzdrowić księgi finansowe klubu i sprowadzić każdą gwiazdę, o jakiej zamarzy, ale też chodzić po wodzie. Prezentacje piłkarzy wyglądały jak laickie msze, zresztą jednym z gości honorowych show przygotowanego dla Cristiano był nuncjusz apostolski w Madrycie. Ciekawe, jak czuł się nuncjusz, gdy niedługo później Rzym przemówił i w „L’Osservatore Romano” ukazał się komentarz o chorobliwych ambicjach Pereza psujących świat futbolu. Ostatni raz Watykan interweniował w sprawie transferów dawno temu, gdy zapłacenie ponad 50 mln euro za Christiana Vieriego nazwał obrazą świata pracy.
[srodtytul]Bez nazwy[/srodtytul]
Po wydaniu 150 mln euro na Kakę i Portugalczyka, dwóch ostatnich zdobywców Złotej Piłki, Perez – były polityk chadecji – i tak musiał przyhamować, nawet bez przygany watykańskich komentatorów. Ale kolejne 100 mln zdążył jeszcze wydać. Na Karima Benzemę, Xabiego Alonso, Raula Albiola, żeby wymienić tylko tych o najbardziej znanych nazwiskach. W czasach „galacticos” takie emocje serwowano co rok, w transzach. Teraz Perez jednego lata rzucił do gry wszystko, co dało się wycisnąć ze skarbca i bankowych pożyczek.