Czas wojny karnawału w Madrycie z postem w Barcelonie

Jak zwykle kazała na siebie czekać najdłużej z wielkich lig, choć akurat tego lata nie znikała z głównej sceny ani na chwilę.

Publikacja: 28.08.2009 22:00

Po setkach wydanych milionów euro i jednej interwencji Watykanu w sobotę zaczyna sezon Primera Division

Biletów nie ma od dawna, chyba że ktoś nazywa się Usain Bolt i uda się go upchnąć w ostatniej chwili w sektorze VIP. Jamajczyka się udało, ale wielu odejdzie z niczym, tak jak w czerwcu, gdy próbowali się dostać na prezentację Cristiano Ronaldo. Santiago Bernabeu, stadion, na którym w ostatnich latach częściej słychać było pomruk niezadowolenia niż uznania, znów ma się zapełniać na każdy mecz i być najważniejszym miejscem futbolu. W sobotę o 20 będzie. Tu zaczyna się sezon i nowy rozdział historii Realu. Rywalem będzie Deportivo La Coruna, ale to nie ma znaczenia.

„Piłka należy do Barcelony, wybieg do Realu” – napisał w zapowiedzi sezonu „El Pais”, choć może lepiej byłoby napisać, że do Realu należy cała reszta. Barcelona zdobyła trzy miesiące temu Puchar Europy, mistrzostwo i Puchar Hiszpanii, ale Real wygrał walkę o wyobraźnię. Tu transferów nie nazywano tego lata transferami, ale sportowym projektem przyszłości. Nowego-starego prezesa Florentino Pereza witano tak, jakby nie tylko potrafił uzdrowić księgi finansowe klubu i sprowadzić każdą gwiazdę, o jakiej zamarzy, ale też chodzić po wodzie. Prezentacje piłkarzy wyglądały jak laickie msze, zresztą jednym z gości honorowych show przygotowanego dla Cristiano był nuncjusz apostolski w Madrycie. Ciekawe, jak czuł się nuncjusz, gdy niedługo później Rzym przemówił i w „L’Osservatore Romano” ukazał się komentarz o chorobliwych ambicjach Pereza psujących świat futbolu. Ostatni raz Watykan interweniował w sprawie transferów dawno temu, gdy zapłacenie ponad 50 mln euro za Christiana Vieriego nazwał obrazą świata pracy.

[srodtytul]Bez nazwy[/srodtytul]

Po wydaniu 150 mln euro na Kakę i Portugalczyka, dwóch ostatnich zdobywców Złotej Piłki, Perez – były polityk chadecji – i tak musiał przyhamować, nawet bez przygany watykańskich komentatorów. Ale kolejne 100 mln zdążył jeszcze wydać. Na Karima Benzemę, Xabiego Alonso, Raula Albiola, żeby wymienić tylko tych o najbardziej znanych nazwiskach. W czasach „galacticos” takie emocje serwowano co rok, w transzach. Teraz Perez jednego lata rzucił do gry wszystko, co dało się wycisnąć ze skarbca i bankowych pożyczek.

Brakuje tylko jakiejś nośnej nazwy dla nowego projektu. „Galacticos 2” jest po pierwsze banalne, aż bolą zęby, a po drugie bardzo niemile widziane. Perez nie przyszedł pisać dalszego ciągu tamtej historii. Zaczyna od nowa, wykorzystuje część poprzednich wątków, ale inne ma zmieniać nie do poznania. Chce naprawić błędy, które popełnił podczas poprzedniej kadencji. Dlatego wybrał dla drużyny trenera, który nie da zrobić z siebie marionetki, Manuela Pellegriniego. To latynoska wersja Arsene’a Wengera, trener, który wychowuje piłkarzy, kocha grę rozpisaną na wiele podań i ma alergię na gwiazdorskie fochy. – Wtłoczyć piłkarzy w system taktyki potrafiłby każdy głupi. Trener ma budować grupę – tłumaczy Pellegrini, który z Villarreal dwa razy grał w Lidze Mistrzów i doszedł do półfinału i ćwierćfinału. Czyli tam, gdzie Realu nie było od 2004. Perez zaczął też kupować Hiszpanów – za poprzedniej kadencji w ogóle ich na rynku transferowym nie zauważał. Wygląda na to, że naprawdę zrozumiał, co rozsadziło potęgę budowaną przez niego w latach 2000 – 2006. Dlatego dla wielu komentatorów to Real, a nie Barcelona, jest faworytem tego sezonu.

[srodtytul]Rygor i tożsamość[/srodtytul]

„To była najszybciej zapomniana potrójna korona w hiszpańskim futbolu. A jest jedyną jak dotąd potrójną koroną w hiszpańskim futbolu” – ironizuje Sid Lowe, hiszpański korespondent „Guardiana”, analizując, jak łatwo Real przysłonił sukcesy Barcelony dekoracjami rozstawionymi przez Pereza. Gdy w Madrycie kupowali, w Katalonii zajęli się wytykaniem wielkiemu rywalowi, że prowadzi się niemoralnie i psuje rynek. Wielkie wydatki potępiał nie tylko prezes Joan Laporta, ale i arcybiskup Barcelony. Na konsumpcyjny szał w Realu Barcelona odpowiedziała postem: nie będzie przepłacać, bo ma na siebie inny pomysł. Wyłożyła go w jednym z ostatnich numerów klubowego magazynu, według takiego wzoru: „Tożsamość + ofensywny futbol + rygor ekonomiczny + więcej niż klub”. A trener Pep Guardiola mówił, że wszystko w Barcelonie może ustać, ale nie produkcja talentów w klubowej szkółce. Czyli produkcja następnych Xavich, Iniestów, Messich i ich kolegów, którzy dali drużynie mistrzostwo i Puchar Hiszpanii oraz Puchar Europy. Latem Guardiola włączył do kadry kilku nowych wychowanków szkółki La Masia, i to nie w roli paprotek na stole, ale pierwszoplanowych postaci meczów towarzyskich.

To wszystko jest bardzo romantyczne, tyle że Barcelona jednego dnia nauczała, a drugiego negocjowała kupno nowych piłkarzy. Chciała z Valencii Davida Villę, Davida Silvę, Juana Matę. Nie udało się kupić żadnego. Długo walczyła o Dmytro Czyhrynskiego z Szachtara Donieck. Ukraińcy pierwszą jej ofertę wyśmiali. Dopiero w czwartek zgodzili się sprzedać swojego środkowego obrońcę, typ libero, za 25 mln euro. Jeśli to jest rygor ekonomiczny, to dość osobliwy. Podobnie było z najciekawszą transakcją lata: Ibrahimovic z Interu do Barcelony, w przeciwną stronę Samuel Eto’o i ponad 40 mln euro. Zlatan od początku był na szczycie list transferowych układanych przez Guardiolę, a Eto’o – najskuteczniejszy piłkarz Primera Division w ostatnich pięciu latach, ale też nieustannie szukający powodu, by się obrazić – od dawna był pierwszy wśród tych, których klub chciał się pozbyć. Ale z poszczeniem ta wymiana z Interem nie miała wiele wspólnego.

[srodtytul]Człowiek bez numeru[/srodtytul]

Komentator „L’Osservatore Romano” wybrał zły moment. Sumy zapłacone za Kakę i Ronaldo może szokują, ale to inwestycja, a nie rozrzucanie pieniędzy. Dyrektor sportowy Jorge Valdano lubi się podpierać porównaniami z Hollywood: nikt nie drze szat, gdy Tom Cruise bierze rekordową gażę, bo dzięki niemu film się spłaci. Nowe gwiazdy Realu też się spłacą z nawiązką, jak kiedyś Luis Figo, Zinedine Zidane i David Beckham. Jeśli oburzeni mają grzmieć, to raczej teraz, gdy Real naprawdę marnuje miliony euro, wyprzedając w pośpiechu tych, którzy nie są potrzebni drużynie. Było ich tylu, że Karim Benzema na prezentacji był bez numeru na koszulce, bo zabrakło wolnych.

Najtrudniejsza do rozpędzenia była holenderska kolonia, kupiona przez poprzedniego dyrektora sportowego Predraga Mijatovicia. Wesleyowi Sneijderowi najpierw nowi szefowie dali grzecznie do zrozumienia, że Holendrzy są tu niemile widziani. Nie podziałało, więc zabrali mu numer na koszulce – a miał 10, potem szafkę w szatni, a w końcu kazali trenować samotnie. Opierał się do ostatka, tak jak wcześniej Klaas Jan Huntelaar i Arjen Robben. W końcu upchnięto ich po innych drużynach, ale z ekonomią miało to tyle wspólnego co palenie pieniędzmi w piecu. Sprzedano ich ze średnio 10-milionowym rabatem, byle zwolnili miejsce w kadrze.

Miliony milionami, ale tytuł mistrzowski jest sprawą otwartą. Wcale nie jest pewne, że liga będzie wyścigiem tylko dwóch koni. Tego lata swoje rekordy transferowe biły nie tylko Real i Barcelona, ale też Sevilla (25 mln za Negredo z Realu) i Villarreal (11 mln za Nilmara z Internacionalu Porto Alegre). Atletico wciąż straszy parą napastników Aguero-Forlan, a Valencia obroniła latem swoje największe skarby i jakimś cudem uratowała się przed bankructwem. Razem z nimi rośnie cała liga, bezkonkurencyjna dziś w przyciąganiu gwiazd. W Hiszpanii gra siedmiu piłkarzy z pierwszej dziesiątki ostatniego plebiscytu „France Football”, tu są puchary za mistrzostwo Europy i Ligę Mistrzów. Perez może i zepsuł futbol, ale tym niech się martwią w innych ligach.

[srodtytul]Bitwa o Anglię[/srodtytul]

Najlepsze ligi europejskie zadbają o wystarczający poziom emocji w ostatni weekend wakacji. Pokażą swoje sztandarowe produkty. Premiership oferuje mecz mistrza Anglii Manchesteru United z najefektowniej grającą drużyną, Arsenalem, czyli pierwsze w tym sezonie starcie zespołów z wielkiej czwórki. Piłkarze Aleksa Fergusona tydzień temu wrócili na zwycięską ścieżkę i pokazali, że istnieje życie po Cristiano Ronaldo, rozbijając 5:0 Wigan. Do siatki po długiej przerwie trafili Dymitar Berbatow i Michael Owen, a Wayne Rooney, który przejął po Ronaldo status gwiazdy numer 1, dołożył dwie kolejne bramki. W Londynie nie znają w tym sezonie słowa „porażka”. W dwóch spotkaniach Premiership Arsenal strzelił dziesięć goli. W Lidze Mistrzów kolejne pięć, zamykając przed Celtikiem Glasgow drzwi do fazy grupowej rozgrywek. Arsenal do Manchesteru pojedzie bez Cesca Fabregasa. Pomocnik reprezentacji Hiszpanii wrócił wprawdzie do treningów, ale Wenger uznał, że lepiej pozwolić mu jeszcze odpocząć i wystawić w pełni zdrowego w następnym meczu. Lista najważniejszych nieobecnych po stronie United się nie zmienia: Edwin van der Sar i Rio Ferdinand nadal leczą kontuzje.

Ostatnie zakupy Gwiazda Ronaldinho znów świeci jasnym blaskiem. Milan pokonał na inaugurację Sienę 2:1, a Brazylijczyk asystował przy bramkach 19-letniego rodaka Pato. Kaka, który odszedł do Realu, jest pewien, że jego koledzy poradzą sobie również w sobotni wieczór z Interem, z którym dwukrotnie przegrali w sparingach. – Milan wygra 2:0 po golach Pato i Alessandro Nesty. Przy pierwszej bramce będzie podawał Ronaldinho, a może nawet Thiago Silva – przewiduje Kaka w rozmowie z dziennikiem „Gazzetta dello Sport”. – Faworytem będzie Inter, ale my też znamy swoją wartość. Dodatkową motywacją jest chęć pokonania Jose Mourinho. Wspaniale byłoby odskoczyć Interowi na 5 punktów. Taka okazja może się potem nie powtórzyć – uważa napastnik Milanu Marco Borriello. Mourinho pierwsze niepowodzenie ma już za sobą. Remis Interu z debiutantem z Bari portugalski trener postanowił sobie osłodzić kolejnym transferem – Wesleya Sneijdera z Realu. Holender podpisał pięcioletni kontrakt, ale z Milanem jeszcze nie wystąpi. – Nie traktuję przeprowadzki z Madrytu do Mediolanu jako sportowej porażki. Inter jest jednym z największych klubów świata, od czterech lat zdobywa mistrzostwo. To przyjemność pracować z Mourinho – twierdzi Sneijder. Ciąg dalszy emocji na Półwyspie Apenińskim nastąpi w niedzielę, gdy Roma zagra z Juventusem. Pierwsi ulegli tydzień temu Genoi 2:3, drudzy pokonali Chievo 1:0.

Z wyprzedaży w Madrycie skorzystał też Bayern. Kupił za 25 mln euro Arjena Robbena, chcąc wzmocnić siłę ataku i próbując odwrócić uwagę od beznadziejnego startu sezonu, najgorszego od 43 lat. Po ostatniej porażce z debiutantem z Mainz wicemistrzowie Niemiec stali się obiektem drwin. „Bayern miał zdominować rozgrywki, ale na razie pod wodzą Louisa van Gaala prezentuje się gorzej niż w paskudnej erze Juergena Klinsmanna. A to naprawdę duża sztuka grać słabiej niż rok temu” – napisał po ostatniej klęsce Bayernu dziennik „Die Welt”. Piłkarze proszą o cierpliwość, przyznają, że dopiero się uczą nowej taktyki. Oliver Kahn wie, na czym polega problem Bayernu: zawodnicy zgubili gdzieś dawną pewność, nie walczą, brakuje im wiary. Mogą ją odzyskać, jeśli w sobotę pokonają VfL Wolfsburg, który w ubiegłym sezonie zrzucił ich z tronu.

[srodtytul]Koledzy z boiska, rywale z ławki[/srodtytul]

Mistrz i wicemistrz zmierzą się również w ten weekend we Francji. Olympique Marsylia podejmie Bordeaux. To będzie spotkanie starych znajomych z boiska: Didiera Deschampsa i Laurenta Blanca. Obaj doprowadzili Francję do największych sukcesów. Zdobyli z nią mistrzostwo świata i Europy, teraz spróbują udowodnić, kto jest lepszym trenerem. Sentymenty pójdą na bok. Bordeaux chce przedłużyć serię kolejnych zwycięstw do 15 i obronić tytuł, Olympique wreszcie zdobyć mistrzostwo. Czeka na nie od 1992 roku. Kibice Marsylii zamierzają w niedzielę oddać hołd zmarłemu miesiąc temu właścicielowi klubu Robertowi Louisowi-Dreyfusowi.

[ramka][b]Najciekawsze mecze[/b]

[i]Sobota[/i] [ul][li]Manchester United – Arsenal (godz. 18.10, Canal+ Sport) [/li][li]Bayern – Wolfsburg (18.30, Eurosport 2) [/li][li]Real Madryt – Deportivo (19.55, Canal+ Sport 2) [/li][li]Milan – Inter (20.40, Canal+ Sport) [/li][/ul] [i]Niedziela[/i] [ul][li]Roma – Juventus (17.55, Canal+ Sport 2) [/li][li]Valencia – Sevilla (18.55, Canal+ Sport) [/li][li]Olympique Marsylia – Bordeaux (20.55, Canal+ Sport 2) [/li][/ul] [i]Poniedziałek[/i] [ul][li]Barcelona – Sporting Gijon (21.55, Canal+ Sport) [/li][/ul] [/ramka]

Po setkach wydanych milionów euro i jednej interwencji Watykanu w sobotę zaczyna sezon Primera Division

Biletów nie ma od dawna, chyba że ktoś nazywa się Usain Bolt i uda się go upchnąć w ostatniej chwili w sektorze VIP. Jamajczyka się udało, ale wielu odejdzie z niczym, tak jak w czerwcu, gdy próbowali się dostać na prezentację Cristiano Ronaldo. Santiago Bernabeu, stadion, na którym w ostatnich latach częściej słychać było pomruk niezadowolenia niż uznania, znów ma się zapełniać na każdy mecz i być najważniejszym miejscem futbolu. W sobotę o 20 będzie. Tu zaczyna się sezon i nowy rozdział historii Realu. Rywalem będzie Deportivo La Coruna, ale to nie ma znaczenia.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Sport
Manchester City kontra Real Madryt. Jeden procent nadziei
Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Materiał Promocyjny
Raportowanie zrównoważonego rozwoju - CSRD/ESRS w praktyce