Muamer Hukić, bo tak brzmi prawdziwe nazwisko Hucka, urodził się 24 lata temu w miejcowości Sjenica w dawnej Jugosławii i jest Bośniakiem. Miał dziewięć lat, gdy rodzice uciekli z tamtych terenów do Niemiec i osiedlili się w Bielefeld.
Sporty walki zaczynał z powodzeniem od kick-boxingu. W 2003 r. był już mistrzem świata, a rok później podpisał zawodowy kontrakt w boksie. Do tej pory wygrał 25 walk, z tego 20 przed czasem. Jedynej porażki doznał tylko z rąk dobrego znajomego Tomasza Adamka (mistrz świata IBF w tej wadze) i Krzysztofa Włodarczyka (były mistrz tej organizacji) - Steve’a Cunninghama. Amerykanin pokonał go w Bielefeld w ostatniej, 12. rundzie przez techniczny nokaut.
Od tego czasu minęły prawie dwa lata, Huck zwany „Kapitanem” wygrał sześć kolejnych pojedynków, zdobywając przy tym we wrześniu ubiegłego roku mistrzostwo Europy. Zdążył się też już pogodzić z głównym trenerem grupy Wilfrieda Sauerlanda, Ulli Wegnerem, z którym skłócił się po przykrej porażce z Cunninghamem.
Sobotni pojedynek z Ramirezem będzie dla niego drugim o tytuł mistrza świata. Teraz rywal jest mniej znany, ale chyba silniejszy fizycznie od Cunninghama. Ramirez jest tylko rok starszy od Hucka i też, tak jak on, ma na koncie jedną porażkę. Trzy lata temu pokonał go dwa do remisu jego rodak Sebastian Ignacio Ceballos, ale w drugiej rundzie leżał na deskach po ciosie Ramireza.
Na razie najważniejszą walkę w karierze Argentyńczyk stoczył 17 stycznia tego roku w Düsseldorfie. Stawką był tytuł interim (tymczasowy) WBO w wadze junior ciężkiej, a rywalem Rosjanin Aleksander Aleksiejew, wielka nadzieja grupy Universum. To on był faworytem, to on miał być królem tej kategorii. Stało się inaczej. W dziewiątej rundzie było po wszystkim. Były mistrz Europy i wicemistrz świata amatorów słaniał się na nogach po ciosach Ramireza i Fritz Sdunek musiał go poddać.