Panienki ze stolicy

Jak określić zwycięstwo Jagiellonii nad Legią? Sensacją, niespodzianką, czy uznać, że wynik był zgodny z oczekiwaniami? Raczej mało kto się tego spodziewał, może poza nielicznymi kibicami w Białymstoku i piłkarzami Jagiellonii

Publikacja: 05.10.2009 05:37

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/10/05/panienki-ze-stolicy/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]Różnica między nimi a legionistami polegała na tym, że białostoczanie walczyli od pierwszej do ostatniej minuty i to nawet wtedy, kiedy mieli już pewne zwycięstwo, a warszawianie w tym czasie dreptali po boisku.

Ta sytuacja wiele mówi nie tylko o Jagiellonii i Legii, ale całej lidze. Z faworytów rozgrywek jedynie Wisła spisuje się tak, jak na mistrza przystało. Śląsk nie miał nic do powiedzenia, a przecież uważany jest za drużynę mającą największe szanse dołączenia do wielkiej trójki: Wisły, Legii i Lecha. Dlaczego ma takie notowania, nie bardzo wiadomo. Wyniki i gra Śląska nie odbiegają specjalnie od tego, co pokazują inne przeciętne zespoły. Może polega to na złudnej wierze, że jak trenerem zostaje ktoś, kto był dobrym piłkarzem, a klub ma mocne podstawy finansowe, to sukces jest murowany.

A to nieprawda, o czym przekonuje się Śląsk z Ryszardem Tarasiewiczem i Zygmuntem Solorzem (kilka lat temu współwłaścicielem Śląska był Ryszard Sobiesiak, któremu – gdy jeszcze grał w piłkę – koledzy z boiska nadali przydomek Pinokio), a czego w poprzednim sezonie boleśnie doświadczył Górnik Zabrze z Henrykiem Kasperczakiem i pieniędzmi firmy Allianz.

Czy Legia nie jest w podobnej sytuacji? Jan Urban niezależnie od wyniku mówi mądrze, a kiedy przegrywa, nie szuka łatwych usprawiedliwień.

Tym razem też wytrzymał nerwowo, nie dał się wciągnąć w rozmowę o ostrej grze Jagiellonii, choć pytał go o to reporter Canal+.

A przecież trener Legii miał prawo mieć pretensje do swoich piłkarzy, że nie odpowiadają na ostre ataki gospodarzy, nie ryzykują. Nie grają tak jak większość drużyn słabszych niż Legia, ale dobrze wiedzących, że walką można zmniejszyć różnice w umiejętnościach.

Mecz Polonii z Piastem na stadionie przy Konwiktorskiej pokazał, że poloniści nie tylko niewiele umieją, ale podobnie jak Legia nie potrafią walczyć. Prawdziwi mężczyźni są nie w stolicy, ale w Białymstoku i w Gliwicach.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/10/05/panienki-ze-stolicy/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]Różnica między nimi a legionistami polegała na tym, że białostoczanie walczyli od pierwszej do ostatniej minuty i to nawet wtedy, kiedy mieli już pewne zwycięstwo, a warszawianie w tym czasie dreptali po boisku.

Ta sytuacja wiele mówi nie tylko o Jagiellonii i Legii, ale całej lidze. Z faworytów rozgrywek jedynie Wisła spisuje się tak, jak na mistrza przystało. Śląsk nie miał nic do powiedzenia, a przecież uważany jest za drużynę mającą największe szanse dołączenia do wielkiej trójki: Wisły, Legii i Lecha. Dlaczego ma takie notowania, nie bardzo wiadomo. Wyniki i gra Śląska nie odbiegają specjalnie od tego, co pokazują inne przeciętne zespoły. Może polega to na złudnej wierze, że jak trenerem zostaje ktoś, kto był dobrym piłkarzem, a klub ma mocne podstawy finansowe, to sukces jest murowany.

SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni