Można się zżymać, że co to za zwycięstwo nad piłkarzami z kraju hokeistów, ale nie ma co narzekać. Polskę i Kanadę w rankingu FIFA dzielą trzy pozycje, i to Kanada jest wyżej (na 53. miejscu, Polska na 56.).

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/11/18/szczesna-rodzina/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

O takich meczach zwykło się pisać, że się odbyły, bo poza debiutem Wojciecha Szczęsnego nie wydarzyło się nic wyjątkowego. Nie pamiętam, kiedy 19-letni bramkarz wystąpił w pierwszej reprezentacji Polski, a fakt, że jego ojciec też bronił jej bramki, dodaje temu debiutowi szczególnego uroku. Tym bardziej że Maciej Szczęsny, jako komentator Telewizji Polskiej, mógł od razu dzielić się swoimi uwagami. Cieszmy się z takich sytuacji, bo one ubarwiają szarą rzeczywistość. W dodatku Wojciech Szczęsny nieprzypadkowo jest trzecim bramkarzem Arsenalu. W kadrze Franciszka Smudy znalazł się dlatego, że jest dobry, a w przyszłości powinien być jeszcze lepszy. Gdybyśmy na każdej pozycji mieli tylu utalentowanych zawodników co w bramce, bylibyśmy spokojni. Na boisku pokrytym prawdziwą trawą, w przeciwieństwie do piasku na stadionie Legii, piłkarze mogli skonstruować normalne akcje i robili to wielokrotnie. Nieważne, że gra obronna była Kanadyjczykom obca, istotne jest, że potrafiliśmy to wykorzystać. Akcje, sporo strzałów z drugiej linii – wszystko jak trzeba, z wyjątkiem skuteczności. Ale i tu Smuda wykazał się pierwszy raz intuicją. Wystawił Macieja Rybusa na środku ataku (w Legii jest on skrzydłowym) i właśnie ten zawodnik strzelił jedynego gola.

Rybus skończył w sierpniu 20 lat, Wojtek Szczęsny jest o osiem miesięcy młodszy. Do takich piłkarzy należy przyszłość, tacy w Polsce są i Smuda powinien ich znaleźć.

Mecz z Kanadą przypomniał mi inne spotkanie. W roku 1974, mniej więcej o tej samej porze roku, graliśmy z Kanadyjczykami przy Łazienkowskiej. Byliśmy wtedy trzecią drużyną świata, Kanada nie mieściła się w żadnej klasyfikacji (pół roku później pokonaliśmy ją w Montrealu 8:1). Trener Kazimierz Górski na ten jeden mecz oddał stery Andrzejowi Strejlauowi, a ten wystawił reprezentację niemal równoznaczną z jego młodzieżówką. Wygraliśmy 2:0, ale większe zainteresowanie wzbudziła walka w Kinszasie o bokserskie mistrzostwo świata między Muhammadem Alim a George'em Foremanem transmitowana przez telewizję. Dziś, po serii porażek, mecz słabej Polski z jeszcze słabszą Kanadą staje się wydarzeniem. Tak długo czekamy na prawdziwy sukces, że cieszą nas małe. Na razie musi nam to wystarczyć.