[b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2010/04/29/tomasz-wyzwoliciel/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
A przecież kolejne pojedynki górala z Gilowic będą jeszcze ważniejsze. Miejmy nadzieję, że zwycięskie tak jak ten z Chrisem Arreolą.
Kult Gołoty zawsze kojarzył mi się z kultem klęsk, cierpień i błędów, do czego mamy narodową skłonność. Endrju przegrywał kolejne walki w coraz bardziej żenującym stylu, a jednak był w kraju uważany za herosa i człowieka, któremu się powiodło. Może dlatego, że był zmiatany z ringu przez najlepszych (lepiej uciec przed Tysonem niż przed kimś nieznanym), a może z powodu sukcesu finansowego. Takie historie, gdy ktoś wyjeżdża do wymarzonej przez wielu Polaków Ameryki z pustymi kieszeniami i po kilku latach zostaje milionerem, wciąż mocno działają u nas na wyobraźnię.
Adamek też podjął wyprawę za ocean, ale w jakże innych okolicznościach. Nie uciekał, tak jak Gołota, przed wymiarem sprawiedliwości, lecz wyjechał, by odnieść sukces na najpotężniejszym na świecie bokserskim rynku. Zaryzykował ciężko zarobione pieniądze i mocną pozycję, jaką miał w Polsce. Wszystko wskazuje na to, że mu się powiedzie i wkrótce zostanie najlepszym polskim sportowcem.
Adamek wybrał drogę, którą kiedyś poszedł Wojciech Fibak, gdy z niewielką kwotą dolarów w kieszeni wyruszał na podbój tenisowego świata. Fibak był mistrzem Polski, grał w reprezentacji, mógł wieść w kraju wygodne życie, a jednak wyznaczył sobie wyższy cel. Jak Roman Polański, któremu nie wystarczała lokalna sława utalentowanego polskiego reżysera.