Można dodać, że gdyby Polacy wykorzystali jeszcze co najmniej jedną z kilku bardzo dobrych okazji, to nawet stracony gol nie odebrałby nam zwycięstwa.

Ale można inaczej, a ja mam zwyczaj szukania dobrych stron, zwłaszcza po czterech meczach bez zwycięstwa i zdobytego gola. To prawda, że obrońcy zaspali w 93 minucie, a dobra drużyna nie powinna takiego błędu popełnić. Ale Polska nie jest jeszcze dobrą drużyną i nie pamiętam kiedy ostatni raz była. Dopiero nad tym pracujemy, nie jestem pewien kiedy i czy w ogóle osiągniemy cel. Widać jednak było różnicę w porównaniu z przegranym 0:3 pojedynku z Kamerunem, po którym nie udało się znaleźć żadnych powodów do optymizmu.

Teraz jest ich więcej. Ireneusz Jeleń i Jakub Błaszczykowski są piłkarzami formatu europejskiego i przyjemnie się na ich grę patrzy. Jelenia w meczu z Kamerunem nie było. Teraz to on strzelił bramkę, co przy jego umiejętnościach nie jest żadnym przypadkiem. Mamy więc kogoś, kto potrafi. Mamy Błaszczykowskiego, który jest motorem napędowym drugiej linii. Mamy pewnego bramkarza Artura Boruca, możemy liczyć na Rafała Murawskiego, może zyskaliśmy wreszcie dobrego obrońcę w osobie Sebastiana Boenischa. Sławomir Peszko też już grał lepiej, więc stać go na poprawę a Robert Lewandowski, z doświadczeniami z Bundesligi powinien się rozwijać zgodnie z naszymi oczekiwaniami.

Faktem jest, że trochę przysypiałem na trybunach i chyba nie ja jeden. Ale budziłem się po pięknych akcjach Błaszczykowskiego z Peszką i Jeleniem. Ja też bym chciał żeby reprezentacja była naszym dream teamem, ale skoro nie może być, to się cieszę choćby nawet z tego drobnego kroczku do przodu. Metoda drobnych kroczków czasami przynosi efekty.