W roku 1970, zamiast oglądać na Łazienkowskiej derby Legii z Gwardią poprzedzające pucharowe mecze legionistów ze Standardem Liege, poszedłem do filharmonii posłuchać Janusza Olejniczaka grającego scherzo h-moll. To z motywem kolędy. A 18-letni Olejniczak był wtedy Deyną klawiatury. Nie mogłem wówczas wiedzieć, że jest też kibicem, a ćwierć wieku później będziemy razem oglądać pojedynek Legii z Blackburn w Lidze Mistrzów i opowie mi, jak przy okazji swoich recitali w Wenezueli poszedł na mecz Carabobo FC – Union Atletico Maracaibo.
W roku 1975 po zwycięstwie Krystiana Zimermana chciałem przeprowadzić z nim wywiad na temat muzyki i piłki nożnej, sądząc naiwnie, że skoro 19-letni chłopak pochodzi z Zabrza, to musi mieć jakiś stosunek do Górnika, a może nawet pobiegł kiedyś na mecz z Włodkiem Lubańskim. Ale trochę onieśmielony zrezygnowałem, czego do dziś żałuję. Może wielki pianista powiedziałby mi coś o swoim stryju, który nazywał się Henryk Zimmermann i był piłkarzem Górnika w czasach, kiedy Lubański chodził do przedszkola. Tyle że ja o tym wtedy nie wiedziałem.
Słucham konkursu i podoba mi się to, co nie znajduje uznania w oczach fachowców lub odwrotnie. Grę Amerykanina Andrew Tysona zebrani w telewizyjnym studiu eksperci uznali za skandal, nieporozumienie i afront wyrządzony konkursowi. Faktem jest, że Tyson niektóre nuty napisane przez Chopina opuszczał, dodawał swoje, a po występie powiedział szczerze, że gra dla przyjemności i nie spodziewa się za to nagrody. Ekspertami byli wybitni pianiści, nauczyciele muzyki i dziennikarze, którzy zgodnie Amerykanina skreślili. A potem jury, w składzie którego jest czworo zwycięzców poprzednich konkursów, zakwalifikowało Tysona do trzeciego etapu. Więc może nie trzeba się wstydzić własnych odczuć i opinii? Mam wrażenie, że Konkurs Chopinowski jest jak łyżwiarstwo figurowe na fortepianach. Każdemu podoba się co innego i każdy ma rację.
Krystianowi Zimermanowi zdarza się odwoływać koncerty bez podawania przyczyny i można się domyślać, że robi to wtedy, kiedy nie czuje weny. Z szacunku dla sztuki i słuchaczy. Słynny włoski pianista Arturo Benedetti Michelangeli na pytanie, które swoje koncerty uważa za najlepsze, odpowiadał: te odwołane.
Jaka szkoda, że nie da się odwołać niektórych meczów piłkarskiej reprezentacji Polski. Zamiast transmisji moglibyśmy posłuchać sonaty b-moll. To ta z marszem żałobnym.