Mistrz jest Niemcem, jeździ w austriackim zespole, mieszka w Szwajcarii, ale mówią o nim, że ma naturę południowca: gorącą krew i dryg do zabawy. Ma też talent do parodiowania znanych postaci, najlepiej wychodzi mu podobno Franz Beckenbauer. Lubi brytyjski dowcip w stylu Monty Pythona. Swoje bolidy nazywa damskimi imionami. Były już m.in. Kasia, Lubieżna Siostra Kasi, Słodziutka Liz. Co sezon jest nowa. Tytuł zdobył w Randy Mandy. Dziewczynę Vettel ma wciąż tę samą. Nazywa się Hanna, mieszkają razem w wiosce nad jeziorem Zug.
Jeszcze nie było tak młodego mistrza F1. Sebastian urodził się 23 lata temu w Heppenheim jako trzecie z czwórki dzieci stolarza Norberta Vettela i jego żony Heike. W tym samym roku wśród plotek, protestów i z głośną kampanią reklamową trafiły do austriackich sklepów pierwsze puszki Red Bulla. Napoju, który z właściciela firmy Dietricha Mateschitza uczyni miliardera, a dzięki marketingowcom będzie się kojarzył ze wszystkim, co szybkie i niebezpieczne. Również z Formułą 1: najpierw jako sponsor, a od sześciu lat jako właściciel zespołu.
[wyimek]Koniec porównań z Schumacherem, teraz młodych będą porównywać z Vettelem [/wyimek]
Sebastiana Red Bull wziął do swojej ekipy trzy lata temu, ale wspierał go od dawna. Od 2004 r. pokrywał już wszystkie koszty jego przygotowań. Dopiero wtedy rodzina Vettelów odkryła, że pasja syna nie musi oznaczać ciągłego zaciskania pasa. Pierwszego gokarta Sebastian dostał na Gwiazdkę od zakochanego w wyścigach ojca. Gdy okazało się, że mały ma talent, a wydatki rosną, Norbert Vettel sprzedał swój samochód wyścigowy i czas zaczął dzielić między pracę i podróże z synem na zawody.
[srodtytul]Buźka za zwycięstwo[/srodtytul]