Sytuacja zrobiła się kuriozalna. Zawodnik, uczestnicząc w wielkoszlemowym turnieju w Melbourne, odnosi się do jakichś uwag, których nie mógł przecież słyszeć. Ktoś więc musiał mu przesłać informację telefonicznie lub elektronicznie. Z kolei posądzony o nieżyczliwość komentator tłumaczy się na stronie internetowej Eurosportu, że nic złego o Kubocie nie powiedział i że tak naprawdę bardzo go lubi i ceni.
Reakcje obu stron uważam za dość dziwaczne. Nie mam wątpliwosci co do tego, że Kubot w Melbourne powinien się zajmować grą w tenisa, a nie śledzeniem, co o nim piszą i mówią w kraju. Poza tym powinien mieć świadomość, że wszyscy, którzy prowadzą działalność publiczną, wśród nich sportowcy, wystawiają się z własnej woli na krytykę i muszą się liczyć z rozmaitymi opiniami na swój temat. Natomiast wyjaśnienia dziennikarza, nawet jeśli są czynione gwoli prawdy, stwarzają niedobry precedens. Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której komentatorzy po każdej relacji składają wyjaśnienia.
Łukasza Kubota, a także Agnieszki Radwańskiej, która podobnie jak jej kolega po fachu ma sporo zarzutów do telewizyjnych sprawozdawców, nie rozumiem z innego jeszcze powodu. Oboje zrobili w ostatnich latach coś naprawdę wielkiego, wyciągnęli polski tenis z niebytu. Wiem to doskonale, bo jeździłem na Roland Garros w czasach, gdy Polacy nie mieli wstępu na światowe korty. Był taki rok, że nie mieliśmy swojego reprezentanta nawet w kwalifikacjach juniorów. Czy więc Radwańska i Kubot, mając świadomość swoich niebagatelnych osiągnięć, muszą się aż tak bardzo przejmować kilkoma ostrzejszymi uwagami komentatorów? Czy nie powinni w takim momencie obejrzeć się za siebie, rzucić okiem na listę sław, z którymi udało im się wygrać, a jeśli to nie poprawi im samopoczucia, to jeszcze sprawdzić stan konta bankowego, i potraktować z delikatną wyższością zdarzające się niekiedy niesprawiedliwe oceny sprawozdawców. Wszak dziennikarze też mają prawo do niewymuszonych błędów.
Z reakcji pomeczowych Łukasza Kubota najbardziej podobał mi się kankan wykonany po zwycięstwie nad Querreyem. Może udałoby się pozostać tylko przy tym?