Nie widzę żadnego logicznego uzasadnienia. Może to forma tęsknoty za prawdziwym futbolem, a więc rodzaj kompleksu, może tym razem również przypadkowa zbieżność daty z meczem Real – Barcelona.
W każdym razie pechowo się dla obydwu polskich drużyn złożyło, że kilka godzin po nich mogliśmy oglądać prawdziwe wielkie derby. Jak na mecz z udziałem mistrza Polski i drużyny zawsze wymienianej jako kandydat do tytułu poziom w Poznaniu był bardzo słaby. Akcje kończyły się na drugim, góra trzecim podaniu, było w nich wiele przypadku. Legia nie wygrała od pięciu kolejek, a kibice Lecha nie wyjęli przygotowanych na pożegnanie trenera Jose Mari Bakero białych chusteczek.
Lech gra jednak tak, że chusteczki warto mieć przy sobie. Tym bardziej że Bakero sprawia wrażenie człowieka, który nie bardzo wie, jak reagować na zmieniającą się sytuację. On sobie, Lech sobie.
Maciej Skorża z kolei reaguje bardzo spontanicznie, wydaje się, że ma receptę na wszystko, tylko jego drużyna nic o tym nie wie. Niewykluczone, że obydwa zespoły spotkają się w finale rozgrywek o Puchar Polski, któryś z nich zagra w Lidze Europejskiej, a po tym, co widzieliśmy w sobotę, na reklamę polskiego futbolu się nie zanosi. Choć trzeba przyznać, że latem też narzekaliśmy na poziom gry Lecha, a później poznaniacy wyeliminowali z LE Juventus i pokonali Manchester City.
Wisła tymczasem płynie coraz szybciej, zdobyła kolejne trzy punkty, ale gra jeszcze ze Śląskiem (za tydzień), Lechią, Lechem (jesienią przegrała w Poznaniu 1:4), Jagiellonią i Legią. Ligowi trenerzy już dawno zaczęli mówić, że Wisła jest mistrzem i wszyscy jej konkurenci walczą o drugie miejsce. Ale to jeszcze nie jest pewne. Nie takie drużyny traciły nagle formę. Zwłaszcza jeśli to drużyny silne słabością innych.