Wystawił Eugena Polanskiego w podstawowym składzie, ignorując nieprzychylne opinie drużyny. I dobrze zrobił, bo od tego zatroskania o czystość i jedność kadry już mdliło. Szkoda, że Polska była dla Eugena drugim wyborem, ale jak już był Roger, jak żałujemy, że nam uciekł Miroslav Klose, to teraz krucjaty przeciw Polanskiemu wyglądają mało poważnie. Swoją drogą to ciekawe, że ci sami piłkarze uważają, że on musi się tłumaczyć z tego, co swego czasu powiedział dziennikarzom (że w meczu Polska – Niemcy kibicowałby Niemcom), a Łukasz Piszczek nie musi się tłumaczyć, że kiedyś kupił z kolegami mecz.
Polanski przy bliższym poznaniu zyskuje, nawet jeśli hymnu nie śpiewa. Gra rozważnie, ale jak trzeba, nie boi się dalekich podań. Debiut miał udany, o ile defensywnego pomocnika można ocenić tak szybko, bo to akurat jedna z tych pozycji w futbolu, gdzie klasę piłkarza widać najbardziej wtedy, gdy go zabraknie.
Temat zastępczy „Eugen a sprawa polska" został już chyba przy okazji Gruzji wyczerpany, warto znów porozmawiać o futbolu. Na niecałe 10 miesięcy przed Euro 2012 kadra jest ciągle w tym samym zaułku: za mocna, by nie wygrywać z rywalami takimi jak Gruzja, jeszcze za słaba, by obiecywać na ME wyjście z grupy. Ale postępy widać, a wolnych miejsc w składzie ubywa. Wojciech Szczęsny znów był świetny i potwierdził, że rywalizacja w bramce na razie jest zakończona. Może pora też, by Smuda zdjął znad obrony cień Damiena Perquisa i Manuela Arboledy i powiedział tym, którzy grają w niej dziś: macie moje zaufanie, pokażcie, że zasłużyliście.