Wiktoria Azarenka, rywalka w ćwierćfinale, mówi, że się pani zmieniła, gra bardziej agresywnie. Ona już była w półfinale Wielkiego Szlema, w Wimbledonie 2011. To jej przewaga?
Wika jest bardzo regularna. Zawsze gra tylko dobrze albo bardzo dobrze. Znamy się z Białorusinką dziesięć lat. Jesteśmy rówieśniczkami. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek stoczyły lekki pojedynek. Jak będzie? Cieszę się, że w tym roku uniknęłam kontuzji w okresie przygotowawczym, miło, że awansowałam do ćwierćfinału. Wszystko jest możliwe w tej fazie turnieju. Stać mnie na walkę z najlepszymi. Żyję w takim tempie, że nawet nie zauważyłam, iż wygrana z Argentynką Paulą Ormaecheą w II rundzie była moim 50. zwycięstwem w Wielkim Szlemie.
Była pani cztery razy w ćwierćfinale Wielkiego Szlema, dwa razy w Australii. W półfinale jeszcze ani razu. Czego zabrakło?
W 2008 roku Daniela Hantuchova zagrała tutaj przeciwko mnie mecz życia. Z Kim Clijsters w 2011 r. toczyłam wyrównany pojedynek. Zapłaciłam wysoką cenę za wyczerpujące mecze w poprzednich rundach. Szala przechylała się z lewej na prawą, ale Kim była lepsza ode mnie w newralgicznych momentach.
To nie będzie dla pani dodatkowa presja: jestem w 1/4 finału piąty raz, muszę wreszcie awansować?