Z Wiki nigdy nie było mi łatwo

Agnieszka Radwańska o wygranej z Julią Goerges i meczu z Wiktorią Azarenką

Publikacja: 23.01.2012 01:04

Rozstrzygnęła pani pojedynek o ćwierćfinał błyskawicznie. Pomogło to, że Julia Goerges grała w poprzedniej rundzie bardzo długi mecz z Włoszką Rominą Oprandi?

Agnieszka Radwańska:

Możliwe, że była zmęczona, wiele na to wskazywało. Ale wiem z doświadczenia, że pozory mylą. Lepiej nie zwracać na to uwagi. Nie spodziewałam się meczu pod moje dyktando. Było potwornie gorąco na Hisense Arena, każda minuta trwała wieczność. Więc im krótszy pojedynek, tym lepiej.

Zwłaszcza że i pani ma za sobą jeden maraton w Melbourne, w I rundzie.

Mecz z Bethanie Mattek Sands czułam przez kilka dni. To nie jest tak, że jeden masaż załatwi całą sprawę. Trzygodzinna bitwa zostaje w nogach. Do tego gram tutaj debla. W nim na szczęście idzie nam z Danielą Hantuchovą szybko (w dwóch rundach polsko-słowacki debel stracił jednego gema – red.), na razie jest OK. Gram codziennie, ale nie nazwałabym tego nadmiarem zajęć.

Jak się pani regeneruje?

Przede wszystkim staram się oszczędzać siły na korcie, unikać dłuższych wymian. W meczu z Goerges momentami miałam wrażenie, że jesteśmy na Saharze. Miałam tak spoconą rękę, że nie wiedziałam, czy chwycę rakietę. Hisense Arena to tak naprawdę hala z dziurą w dachu. Wszystko nagrzane jak w piecu, niewiarygodny zaduch. Nawierzchnia kortu przypomina rozżarzony ogień.

Wiktoria Azarenka, rywalka w ćwierćfinale, mówi, że się pani zmieniła, gra bardziej agresywnie. Ona już była w półfinale Wielkiego Szlema, w Wimbledonie 2011. To jej przewaga?

Wika jest bardzo regularna. Zawsze gra tylko dobrze albo bardzo dobrze. Znamy się z Białorusinką dziesięć lat. Jesteśmy rówieśniczkami. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek stoczyły lekki pojedynek. Jak będzie? Cieszę się, że w tym roku uniknęłam kontuzji w okresie przygotowawczym, miło, że awansowałam do ćwierćfinału. Wszystko jest możliwe w tej fazie turnieju. Stać mnie na walkę z najlepszymi. Żyję w takim tempie, że nawet nie zauważyłam, iż wygrana z Argentynką Paulą Ormaecheą w II rundzie była moim 50. zwycięstwem w Wielkim Szlemie.

Była pani cztery razy w ćwierćfinale Wielkiego Szlema, dwa razy w Australii. W półfinale jeszcze ani razu. Czego zabrakło?

W 2008 roku Daniela Hantuchova zagrała tutaj przeciwko mnie mecz życia. Z Kim Clijsters w 2011 r. toczyłam wyrównany pojedynek. Zapłaciłam wysoką cenę za wyczerpujące mecze w poprzednich rundach. Szala przechylała się z lewej na prawą, ale Kim była lepsza ode mnie w newralgicznych momentach.

To nie będzie dla pani dodatkowa presja: jestem w 1/4 finału piąty raz, muszę wreszcie awansować?

Nie, zaszłam już daleko. Pamiętajmy, że grać w drugim tygodniu Wielkiego Szlema to nie jest prosta sprawa. Wszystko teraz należy oceniać 50 na 50. A ja nie mam nic do stracenia.

—rozmawiał w Melbourne Tomasz Lorek

Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta