Liczył pan na powołanie do reprezentacji?
Artur Sobiech:
Ostatni mecz, z Estonią, zupełnie mi nie wyszedł, ale cała drużyna zagrała bardzo słabo, czym próbowałem się pocieszać. To było nasze pierwsze spotkanie po okresie przygotowawczym, nie grały jeszcze ligi, a trener wystawił mnie na pozycji, na której nie czuję się komfortowo. Przed spotkaniem z Czarnogórą byłem spokojny, bo wiedziałem, że jadę na zgrupowanie kadry młodzieżowej, ale nagle wszystko się zmieniło.
Kiedy dowiedział się pan, że Waldemar Fornalik chce jednak pana w swojej drużynie?
W sobotę o 18 mieliśmy trening na stadionie Arki, a chwilę później zadzwonił Konrad Paśniewski. O 5 rano miałem samolot z Gdańska, wszystko trochę na wariackich papierach, ale przecież to dla mnie duże wyróżnienie.