W polskiej lidze mamy raj

Jakub Wawrzyniak, obrońca Legii Warszawa, o mistrzostwie jesieni, kibicach i humorze trenera.

Aktualizacja: 03.12.2012 23:06 Publikacja: 03.12.2012 23:05

W polskiej lidze mamy raj

Foto: ROL

Pierwszy raz od 1995 roku Legia została mistrzem jesieni, a Jan Urban ciągle chodzi smutny. Rzeczywiście stracił poczucie humoru?

Jakub Wawrzyniak:

Jest bardzo zadowolony i zawsze można pożartować nie tylko z trenerem, ale też z trenera. Przychodzi jednak trening, kończą się żarty, a zaczynają wymagania. Nam to odpowiada. Urban przekonał nas, że w Polsce jest mało drużyn, które zmuszą Legię do wysiłku przez 90 minut, a przecież tylko taki wysiłek da nam miejsce w Europie. W meczu z Rosenborgiem pary zabrakło nam w 70. minucie, rywale strzelili dwa gole i nie awansowaliśmy do grupy Ligi Europejskiej.

W polskiej lidze praktycznie nie ma możliwości, by ktoś był zmęczony, przerwa zimą jest zbyt długa

Po meczu z Lechem Poznań, w którym strzelił pan gola po rajdzie przez pół boiska, Urban pytał ponoć, czy jeszcze będzie pan z nim rozmawiał?

Często ze mnie żartuje. Dzień przed meczem z Ruchem znaleźliśmy się w pokoju technicznym, tam gdzie trzymamy sprzęt. Przywitaliśmy się, trener mówi: „Wiesz, byłem na meczu juniorów Legii i tam wszyscy zapatrzeni w tego Wawrzyniaka". I tak mi się miło zrobiło, ciepło. Cisza trwała z pięć sekund i wtedy trener dodał: „Te same błędy popełniają", i powiedział jakie. W fajny sposób przekazał swoje uwagi, prawda?

Cieszycie się z mistrzostwa jesieni?

Najważniejsze jest to, że po 14 meczach mamy 7 punktów przewagi. Dzielenie sezonu na jesień i wiosnę ważne jest dla statystyków. W szatni nikt o tym nie mówi, jesteśmy bogatsi o doświadczenia z poprzedniego sezonu i na tabelę spojrzymy dopiero, gdy już będziemy wiedzieli, że nikt nas nie wyprzedzi. To nie oznacza, że nie jesteśmy świadomi swojej siły, w ostatnich dwóch meczach po tym, jak obejmowaliśmy prowadzenie, nie dopuszczaliśmy rywala do naszej bramki. Nikt w szatni za dużo nie gada, nie ma okrzyków mobilizujących. Przygotowujemy się do meczu, wychodzimy na boisko, robimy swoje, a potem do szatni. Odbieramy to jako dobrze wykonaną robotę.

Tak jest, choć drużyna jest młoda?

Młodzi to są Dominik Furman i Daniel Łukasik, bo oni zaczęli grać podczas tej rundy. Jakub Kosecki był przy drużynie od dawna, Michał Żyro zaczynał za pierwszej kadencji Urbana. Uważam, że najlepsze, co spotkało młodych zawodników, to nasz trener. Nawet jeśli popełniają błędy, on nie ma do nich pretensji, zdejmuje z nich odpowiedzialność. Oni mają się przy nas dobrze bawić piłką. Odwdzięczają się za to, Kosecki jest ostatnio liderem zespołu, Furman, który wchodził na boisko jako rezerwowy i strzelał gole, wcale nie domagał się miejsca w składzie. Spokojnie czekał, wykorzystywał kolejne okazje, aż w końcu zagrał od pierwszej minuty w Poznaniu i swojej pozycji nie opuszcza.

Nowe pokolenie bardziej świadomie buduje swoją karierę?

Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale czym dla tych chłopaków jest Legia? Dla nich coś to Bayern, Borussia, Real albo Barcelona. Tutaj mają dobry start, ale skończyć muszą tam, wysoko. W moim pokoleniu Legia to był szczyt. Teraz jest mnóstwo kanałów sportowych, wielkie gwiazdy niby są nieosiągalne, ale możemy o nich dużo przeczytać, dowiedzieć się szczegółów. Przecież strona Bundesligi jest także po polsku. Takiego Furmana ciężko zadowolić polską ligą, to świetny piłkarz, ale pozytywnie odbieram go także jako człowieka. Ma wszystko poukładane.

Na każdej pozycji pojawiają się młodzi zdolni, ale jakoś na lewej obronie nie.

Ostatnio śmiałem się, że jestem zastępcą piłkarza, którego jeszcze nie ma. Mówi się, że gram nie dlatego, że jestem dobry, tylko dlatego, że nie ma nikogo innego na tej pozycji. Przyzwyczaiłem się. Chciałbym, żeby mówiono, że jestem najlepszy i swoją grą udowadniam, że zasługuję na pierwszy skład, ale rzeczywistość jest inna. Po moich przygodach z dopingiem w Grecji zrozumiałem, że w tym zawodzie nie mogę liczyć na niczyje wsparcie, a już zwłaszcza na wsparcie kibiców. Nigdy go nie miałem, jest mi to obojętne.

W poprzednim sezonie grał pan najwięcej z całej drużyny, w tym musiał już odpoczywać.

Dziwna sprawa. Uzgodniłem z trenerem, że muszę odpocząć, i w meczu z Lechią nie zagrałem. Kontuzja przytrafiła mi się zaraz potem, więc wyciągam z tego jeden wniosek – muszę grać. Poza tym przegraliśmy z Jagiellonią, jedyny raz, kiedy nie było mnie w szatni. A na poważnie – nie mamy tych meczów tak dużo, żeby narzekać na zmęczenie. Czasami dziwię się piłkarzom, którzy marudzą, że runda jest taka długa. Wstyd coś takiego powiedzieć, bo w polskiej lidze to my mamy raj. Praktycznie nie ma możliwości, żeby ktoś był zmęczony. Za chwilę zacznie się nie wiadomo po co miesięczny urlop. Skutek jest taki, że w styczniu będziemy mieć dwa treningi dziennie, będziemy dużo biegać, żeby odbudować to, co zniszczymy w czasie wolnym.

Legia jest liderem, a jaką ma konkurencję? Wielu meczów nie da się oglądać...

Co mam powiedzieć? Tak postrzegana jest nasza liga, nie zmienimy rzeczywistości. Może ta młodzież, która wchodzi do zespołów, pociągnie rozgrywki do góry? Nie chciałbym mówić o innych, to są moi koledzy po fachu. My też zagraliśmy bardzo słabo na przykład w Lubinie, to był jeden z tych meczów, na które nie dało się patrzeć. Remis 2:2 z Zagłębiem sprowadził nas na ziemię.

Przeszkadza panu brak kibiców na żylecie?

Przede wszystkim to mam szacunek dla tych 11 tysięcy ludzi, którzy przychodzą na nasze mecze i siedzą na innych trybunach. Wcześniej szli za głośną grupą, teraz wzięli sprawy w swoje ręce, bardzo to doceniam. Serpentyny czy petardy mi nie przeszkadzały i oczywiście chcielibyśmy, żeby wrócili kibice na trybunie za bramką, bo wiele osób przychodziło na Legię dla atmosfery, a nie dla piłkarzy.

Z kar za race Legia mogłaby kupić nowego zawodnika.

To tak śliski temat, że nawet będąc neutralnym, łatwo wzbudzić agresję niektórych ludzi. Mam swoje zdanie, ale wydaje mi się, że pewna grupa kibiców nie jest w stanie zrozumieć, co mam do przekazania. To jest trochę tak, jakbym w domu rozwalił telewizor i kazał płacić za to sąsiadowi. Dla mnie to absurdalne, chore. Teraz nie chodzi już o konflikt, bojkot, kibice z żylety chcieli pokazać, jak duży mają wpływ na funkcjonowanie klubu, jak bardzo są istotni. No i udowodnili. Klub traci na ich nieobecności, więc zapraszamy z powrotem na stadion. Ciche trybuny to nie tylko nasz problem, podobnie jest w Krakowie, Łodzi. Wydawało mi się, że Euro spowoduje, że nasza liga pójdzie w górę, będą sponsorzy, przyjadą  gwiazdy, jak Danijel Ljuboja. Ale poszło to w przeciwnym kierunku i nie wiadomo, jak ten trend odwrócić.

Przed meczem z Lechem dostaliście zaległe pieniądze, ale w grudniu znowu mogą pojawić się opóźnienia.

Nie sprawdzam stanu konta.

Legia musi kogoś zimą sprzedać?

Rozmawiamy o tym. Czasami wydaje się, że dziennikarze kreują rzeczywistość, ale potem okazuje się, że pisali prawdę. To normalne, że taki klub raz na rok sprzedaje zawodnika za dobre pieniądze. Są ludzie odpowiedzialni za podjęcie decyzji, kogo można puścić, po kim dziurę uda się załatać. Jeśli wypracujemy przewagę w tabeli, chyba będziemy mieli wpływ na los drużyny. Już teraz warto pomyśleć o transferach pod kątem tego, co może dziać się w czerwcu. Może będziemy grać o Ligę Mistrzów, a może o Ligę Europejską?

Macie jednego napastnika. Nie za mało?

No właśnie, kadra wcale nie jest szeroka. Ten miesiąc przerwy dla nas to na pewno miesiąc ciężkiej pracy dla tych, którzy odpowiadają za wzmocnienia. Po tym, co przytrafiło się Markowi Saganowskiemu, Ljuboja musiał mieć płaszcz ochronny. Dobrze, że został tylko jeden mecz, będzie miał czas, żeby wyleczyć swoje pachwiny. Czasami to nawet nie wyobrażam sobie, żebyśmy w tym sezonie grali w Lidze Europejskiej, bo na treningu w drugiej drużynie musiało grać dwóch bramkarzy i trener. Gdyby doszło do tego granie co trzy dni, moglibyśmy nie dać rady.

W poprzednim sezonie obrona Legii była najlepsza w lidze. Dlaczego teraz tracicie dużo więcej goli?

Rzeczywiście, trochę to dziwne – Michał Żewłakow ma 102 mecze w kadrze, ja i Marko Suler jesteśmy reprezentantami, Artur Jędrzejczyk to wielki talent i jest jeszcze Inaki Astiz. Obrona niby mocna, doświadczona, a przytrafiały nam się głupie błędy. Byłem jednak spokojny, bo to były nasze indywidualne pomyłki, a nie jakieś grube potknięcia wynikające z ustawienia.

To prawda, że Żewłakow kończy karierę?

Powiedziałem Michałowi, żeby nawet nie miał takich myśli. On dalej cieszy się każdym treningiem. Ma problemy rodzinne, które każą mu się zastanowić nad wszystkim, ale wierzę, że będzie jeszcze grał.

Urban mówi, że celem Legii jest wyrobienie sobie marki w Europie. Pana zdaniem to realne?

Jak najbardziej. A do Europy dużo łatwiej wejść mistrzowi, bo przejdzie się dwóch rywali i już jest faza grupowa Ligi Europejskiej. Uważam, że stać nas na to, poznaliśmy się i wiemy, czego po sobie oczekiwać. Jesteśmy w dużo lepszej dyspozycji niż na początku sezonu, nie możemy tego zepsuć.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?