Jeśli mimo kryzysu wybieracie się na wakacje do Azji albo robicie wieczór kawalerski w Bangkoku, może warto dostosować swój wyjazd do kalendarza gwiazd futbolu i spróbować spotkać Leo Messiego czy Wayne'a Rooneya.
Gwarancji, że uda się zdobyć autograf swojego idola, zrobić z nim zdjęcie albo przybić piątkę, nie ma. Ale być może będzie o to łatwiej niż w Europie, bo piłkarze zdają sobie sprawę z wymiernych korzyści takich podróży i wydają się bardziej otwarci. Treningi coraz częściej są tam tylko dodatkiem do biznesu. To okazja do przyciągnięcia nowych kibiców i sponsorów oraz zwiększenia sprzedaży koszulek i gadżetów.
Arsenal zmierzy się 17 lipca z reprezentacją Wietnamu. Będzie pierwszym angielskim zespołem, który rozegra mecz w tym zwariowanym na punkcie futbolu kraju. Za sprowadzenie londyńczyków zapłacił m.in. jeden z największych tamtejszych koncernów – Hoang Anh-Gia Lai, będący właścicielem klubu o tej samej nazwie. Od 2007 roku działa przy nim szkółka piłkarska. Arsenal jest jej patronem, raz w roku wysyła do niej swojego menedżera, monitorującego rozwój zawodników.
Klub Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Fabiańskiego ma również szkółki w Indonezji, więc zorganizowanie sparingu z reprezentacją tego kraju nie było problemem. Będzie to podróż sentymentalna, Arsenal był już tam z wizytą 30 lat temu, a liczba jego zdeklarowanych kibiców podobno przekracza milion.
– Chcemy, by w tym roku odwiedził nas także Juventus i Liverpool – mówi Halim Mahfudz, sekretarz generalny indonezyjskiej federacji. Na pewno pierwszy raz przyjedzie Chelsea. – Wiemy, że mamy tam wielu kibiców. Chcemy dalej inwestować w rynek azjatycki – przyznaje dyrektor sportowy londyńczyków Ron Gourlay.