Jean Louis Dupont, kiedyś adwokat piłkarza Jeana Marca Bosmana w walce o wolność transferów, przekonuje, że finansowe fair play (FFP) wymyślone przez UEFA może naruszać prawo unijne. Zabrania klubom wydawać więcej, niż zarabiają, pod groźbą wyrzucenia z europejskich pucharów. Dupont przekonuje, że to może być uznane za biznesową zmowę w sprawie ograniczenia inwestycji, i wylicza jeszcze kilka innych powodów, dla których złożył na FFP skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Zrobił to w imieniu swojego klienta, menedżera piłkarskiego Daniela Strianiego. Przekonuje, że FFP godzi w interesy Strianiego i innych menedżerów, bo kluby będą ograniczać transfery i płacić mniej.

Finansowe fair play rusza na dobre od najbliższego sezonu, na werdykt trybunału trzeba będzie pewnie poczekać długo, ale już wiadomo, że w przeciwieństwie do menedżerów adwokaci martwić się o swoje interesy nie muszą. Będzie co robić przy FFP, by szejkom, emirom i oligarchom znaleźć sto sposobów na ominięcie ograniczeń. Będzie też praca dla dobrych finansistów, żeby sięganie do kieszeni bogatego właściciela można było zaksięgować jako zarabianie. A zdolnych menedżerów rynek już wzywa. Na przykład Laurent Platini, syn Michela, szefa UEFA, został niedawno bardzo ważnym pracownikiem Qatar Sports Investments. Czyli funduszu, który zainwestował w Barcelonę i przejął Paris Saint Germain. A ten klub bardzo pilnie potrzebuje jakiejś dobrej wymówki, by szejkowie mogli dalej pompować pieniądze bez pokrycia, nie przejmując się ograniczeniami FFP.

Nie ma się co oburzać, rodzina jest najważniejsza, a jak bogatych stać, niech zabawa trwa. Od początku było jasne, że na strzał zostanie wystawiona przede wszystkim futbolowa klasa średnia. Ale jeśli jednak unijny trybunał wymusi jakieś zmiany w FFP, to może zacznijmy od nazwy? Bo równie dobrze możemy nazwać finansowym fair play to, że wszyscy płacimy podatki, tylko niektórzy na Cyprze.