Dzięki wymaganiom licencyjnym i konieczności posiadania podgrzewanej murawy mecze da się jeszcze organizować i nie zachodzi obawa, że którykolwiek zostanie odwołany. Coraz trudniej jednak je oglądać. Nawet nowoczesne stadiony, których w naszej lidze coraz więcej, widzów przed zimnem nie chronią. Dlatego po weekendzie ekstraklasa zapadnie w sen zimowy, a ligowcy udadzą się na urlopy, by powrócić na murawy dopiero w lutym.
Najbardziej burzliwa zima zapowiada się w Bydgoszczy. Po serii wyjątkowo słabych wyników pięć kolejek przed przerwą właściciel klubu Radosław Osuch postawił ultimatum. Piłkarze mieli zdobyć dziesięć punktów – ugrali dwa. Nie zwyciężyli ani razu i wciąż zajmują ostatnie miejsce w tabeli, a do pierwszego miejsca za strefą spadkową tracą właśnie dziesięć punktów.
Nie pomogła zmiana trenera, gdy w połowie sezonu miejsce Portugalczyka Jorge Paixao zajął Mariusz Rumak. Osuch uznał więc, że pomogą obniżki pensji, przesunięcia do rezerw (trzech piłkarzy trafiło już do drugiej drużyny), a także rozwiązywanie kontraktów. Wyrzucono Bernando Vasconcelosa, który w poprzednim sezonie był drugim po Michale Masłowskim najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu.
To prawdopodobnie i tak tylko wstęp do burzy, która rozpęta się w Bydgoszczy już za chwilę. Osuch jest skonfliktowany z kibicami, którzy nie chodzą na mecze – w miniony weekend na spotkanie z drugim w tabeli Śląskiem Wrocław przyszło zaledwie 1200 osób. Wpływy z biletów są żadne, więc Osuch musi utrzymywać klub z wpływów z telewizji, pieniędzy miasta oraz swoich. A swoich wydawać nie lubi.
Niezależnie od wyniku spotkania z Podbeskidziem Zawisza dwa zimowe miesiące spędzi na ostatnim miejscu. Podobnie jak wpadka w Łęcznej z Górnikiem nie będzie oznaczać dla Legii straty pozycji lidera.