Raz na pięć lat wszystkie drogi wielkiego golfa prowadzą do hrabstwa Fife, a w nim do niedużego średniowiecznego miasteczka nad zatoką Morza Północnego. Widać tam szlachetne ruiny kilkusetletniego zamku na brzegu, w głębi stoi bardzo stary uniwersytet (dziś reklamowany jako miejsce studiów księcia Williama), ale jedzie się tam przede wszystkim do klubu Royal&Ancient (R&A), by poznać The Home of Golf – kolebkę golfa.
Starszy od Wimbledonu
Pól golfowych w pobliżu jest siedem, sześć 18-dołkowych, jedno 9-dołkowe. Tak naprawdę liczy się jednak tylko to najstarsze i najsłynniejsze, wchodzące niemal do centrum miasta – The Old Course. Wzorzec szkockiego pola typu „links". Otwarta przestrzeń, po której hula wiatr. Nie ma drzew, są pofałdowane fantazyjnie tory gry ograniczone z rzadka kępami krzaków, częściej pasami gęstej nadmorskiej trawy. Dochodzi parę ścieżek, strumieni, mostków, no i 112 bunkrów o stromych ścianach (najsłynniejszy na dołku nr 17, przy drodze). Dla większości obecnych – miejsce magiczne.
Z jednej strony fale Morza Północnego, wiatr, piaskowe diuny, nad którymi wciąż krążą mewy, z drugiej szare frontony średniowiecznych budynków, które stoją tuż przy fairwayu i greenie 18. dołka. Obok droga, z której też widać sporo, jeśli ktoś da radę się przecisnąć przez tłum do barierek. Z dala widać nad polem kilka ogromnych masztów telewizyjnych – The Open jest w kanonie obowiązkowych transmisji, które musi dać brytyjskim widzom stacja BBC.
The Old Course wciąż jest polem publicznym. Zagrać może prawie każdy, wbrew pozorom nie jest to takie trudne. Warunki: chętny lub chętna ma odpowiedni handicap (24 lub lepszy dla mężczyzn, 36 dla kobiet), pole jest wolne (turniej The Open 2015 spowodował zamknięcie publicznego dostępu od 20 czerwca do 21 lipca) i trzeba zapłacić, od 80 funtów w zimie do 170 w szczycie sezonu.
Wynajęcie lokalnego caddiego do noszenia kijów, wspierania gry, wysłuchania porad i anegdot po szkocku w najbardziej klasycznym wydaniu – to koszt 50 funtów za rundę. Kto skorzystał, mówi, że też warto, tylko trzeba przywyknąć do akcentu.