W poważnej grze został nam w Nowym Jorku tylko Marcin Matkowski, który w deblu spisuje się bardzo dobrze, od kiedy jego partnerem jest Nenad Zimonjić. W Nowym Jorku odpadli już bracia Bob i Mike Bryanowie, polsko-serbska para może marzyć śmiało. Zimonjić i Matkowski mają duże szanse awansu do kończącego sezon finału ATP Tour.
US Open to nigdy nie był turniej, który lubili nasi gwiazdorzy. Agnieszka Radwańska najdalej zaszła do czwartej rundy, Jerzy Janowicz w czterech startach wygrał tylko dwa mecze. Nie było więc powodu do przesadnego optymizmu, choć mieliśmy nadzieję, że wimbledoński półfinał uzbroi Agnieszkę na resztę roku. Nic takiego się nie stało, krakowianka padła przy pierwszej poważnej przeszkodzie, przegrała boleśnie z Madison Keys, tak jakby cztery zwycięstwa nad Amerykanką w przeszłości były snem. Ale pamiętamy, że jesień w Azji to bywał kiedyś dla Polki dobry czas, awans do Finału WTA wciąż jest realny.
Martwimy się Radwańską, pojawiła się obawa, że na dłużej opuści elitę, ale Jerzy Janowicz to już jest czarna rozpacz w czarnej dziurze. Nie chodzi tylko o to, że gra źle i nie korzysta ze swego największego atutu – serwisu. O wiele poważniejszym problemem jest bezrefleksyjność łodzianina, który w każdym meczu popełnia te same błędy i wydaje się człowiekiem coraz bardziej wściekłym na cały świat. To nic nowego, ale efekty tej złości i wiecznego naburmuszenia są fatalne.
Janowicz już nie będzie miał miejsca w głównej drabince turniejów z cyklu Masters 1000, a jeśli nic się nie zmieni, może wkrótce znaleźć się na takiej pozycji w rankingu ATP, że nawet start w przyszłorocznych turniejach wielkoszlemowych bez eliminacji będzie niemożliwy.
Pod koniec września w Gdyni mecz o awans do Grupy Światowej Pucharu Davisa Polska – Słowacja. Bez Janowicza w dobrej formie szans na sukces nie ma.