Seria zamachów w Paryżu sprawiła, że weekendowym meczom w Europie towarzyszyły szczególne środki ostrożności. Wszędzie też pamięć ofiar uczczono minutą ciszy, a piłkarze wystąpili z czarnymi opaskami na rękawach. Stadion w Sztokholmie rozświetliły w sobotę trzy kolory: czerwony, biały i niebieski.
– Próbowałem skupić się wyłącznie na grze, ale było bardzo ciężko – opowiadał Zlatan Ibrahimović po spotkaniu z Danią (2:1). Gwiazdor Paris Saint-Germain strzelił drugą z bramek dla gospodarzy, wykorzystując rzut karny. To jego 60. gol w reprezentacji.
Wcześniej, tuż przed przerwą, po efektownej akcji trafił Emil Forsberg i gdyby dziesięć minut przed końcem Nicolai Joergensen nie zmniejszył rozmiarów porażki, Szwedzi jechaliby do Kopenhagi prawie pewni awansu. – Przysnęliśmy. Dało o sobie znać zmęczenie – tłumaczył Ibrahimović, stojący przed ostatnią szansą występu w wielkim turnieju. W przyszłym roku skończy 35 lat. – Nie wyobrażam sobie Euro 2016 beze mnie – powtarza Zlatan.
Może się to wydawać dziwne, ale wygrał dopiero pierwszy mecz z Duńczykami, pierwszy raz strzelił im także bramkę. Szwecja przerwała złą serię i po 15 latach pokonała wreszcie swoich „młodszych braci", jak nazywa się ich tam lekceważąco. W Danii do wtorku spłonie pewnie jeszcze niejedna płyta Abby, a na śmietnik trafią kolejne meble z Ikei. Wojna psychologiczna, nakręcona przez media, trwa od kilku tygodni.
Ukrainie udał się rewanż za przegrane baraże o Euro 2000. Pokonała Słowenię (pierwszy raz w historii), a wynik 2:0 (Andrij Jarmolenko, Jewhen Sełezniow) pozwala wierzyć, że przełamie również klątwę baraży i po pięciu nieudanych próbach w końcu awansuje na mistrzowski turniej. Nie będzie to trudne, jeśli Słoweńcy zagrają tak jak w sobotę.