Ale dziś, gdy za regulamin biorą się buchalterzy i każdej drużynie odbierze się połowę zdobytych punktów, a następnie każe rozegrać jeszcze siedem meczów, to już nie jest takie oczywiste.
Jednak bez względu na regulamin Legia zrobiła kolejny krok do tytułu. Pokonanie Cracovii na jej stadionie to sukces. Legioniści i tym razem byli konsekwentni. Oni zazwyczaj mobilizują się przeciw mocnemu rywalowi i lekceważą teoretycznie słabszych. Jak to się kończy, pokazała im Termalica. Cracovia zapewne miała jakiś plan, ale straciła bramkę w trzeciej minucie, i jedyna strategia polegała już na tym, żeby odrobić stratę.
Legia wcale nie gra porywająco, jednak to, co prezentuje, wystarczy. Trzeba przyznać, że przy trenerze Stanisławie Czerczesowie postępy zrobił Igor Lewczuk. Kiedy pięć lat temu Michał Probierz pozbywał się go z Jagiellonii Białystok, mało kto protestował.
Lewczuk wędrował po klubach, irytując niejednego trenera i kibica (mnie też), aż w 30. roku życia okrzepł w Legii. Takie sytuacje dobrze o piłkarzu świadczą.
Legia to w ogóle jest dziś dziwna drużyna. Nieco lepiej niż jesienią gra Aleksandar Prijović, o którym nawet niektórzy kibice Legii mówią, że jest podobny do Zlatana Ibrahimovicia, pod warunkiem że nie ma piłki. A z drugiej strony – Guilherme o gabarytach, technice i ruchach gracza z ligi szóstek. To prawda, ale właśnie ci dwaj piłkarze strzelili gole dla Legii w Krakowie, a na bramkę Prijovicia zapracował też Lewczuk.