Na polu Augusta National GC po dwóch rundach Masters jest tak, jak marzyli kibice: dwie sławy pójdą w ostatniej parze i będą bezpośrednio walczyć o sławę, tytuł, zieloną marynarkę oraz inne cenne nagrody.
Spietha i McIlroya dzieli tylko jeden punkt, to naprawdę niewiele, gdy do rywalizacji wtrąca się kapryśny wiatr i sędziowie nie ułatwiają golfistom pracy, ustawiając flagi na najtrudniej dostępnych częściach greenów.
Druga runda 80. turnieju Masters przeszła do kronik jako jedna z najtrudniejszych i najmniej przewidywalnych – niemal dla wszystkich uczestników. Jordan Spieth po raz pierwszy (w trzech startach) nie dał rady osiągnąć wyniku równego par lub lepszego, choć zaczął doskonale i była chwila po trzecim dołku, gdy miał już rezultat -8, wyprzedzał kolejnego rywala o pięć uderzeń, a Rory'ego McIlroya aż o osiem.
Potem jednak zaliczył bolesną wpadkę na dołku nr 5, następnie dwa bogeye na dziewiątce i dziesiątce, zaczął się w widoczny sposób denerwować i tracił punkt za punktem. Dodatkowy stres Amerykanina spowodowali sędziowie, którzy na 11. dołku wlepili mu ostrzeżenie za zbyt wolną grę. – To nie jest wcale zabawne, gdy o 11 grasz 11. dołek i musisz się spieszyć przy porywach wiatru – brzmiał komentarz golfisty.
Lider miał jednak trochę szczęścia w tym nieszczęściu, tego dnia jego runda 74 (+2) oznaczała zupełnie przyzwoity poziom, inni męczyli się podobnie, albo bardziej, rezultaty poniżej par były zaledwie cztery na 89 grających, wszystkie takie same: 71 uderzeń,