Szczyt był cztery lata temu w Londynie, gdy na wydarzenia paraolimpiady sprzedano 2,7 mln biletów (prawie o milion więcej niż w Pekinie), stadiony były pełne, bohaterowie wynoszeni na piedestał tak jak klasyczni olimpijczycy. Royal Mail wydawała znaczki z podobiznami brytyjskich zwycięzców, w ich rodzinnych miejscowościach malowano skrzynki pocztowe na złoto.
Bieg na 200 m, w którym Alan Oliveira pokonał Oscara Pistoriusa widziało w Brazylii więcej ludzi niż transmisję dobrego meczu piłkarskiego. 4200 sportowców ze 164 krajów czuło się w tych okolicznościach świetnie. Szef Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego (MKPar) sir Philip Craven mówił o „najwspanialszych paraigrzyskach w historii", także ze względu na sukces komercyjny.
Ruch paraolimpijski miał powody do optymizmu – igrzyska sportowców niepełnosprawnych związały się ściśle z igrzyskami olimpijskimi, MKPar i MKOl zaczęły współpracę finansową w 2000 roku, w pełni rozwinięto ją w Pekinie, obie organizacje zobowiązały się do partnerstwa co najmniej do 2032 roku.
Ma ono konkretny wymiar – na organizację igrzysk połączonych z paraigrzyskami MKOl przekazał 1,5 mld dolarów. Zainteresowanie widzów i sponsorów rosło, tak samo jak krąg dyscyplin obecnych w zawodach.
Już dziś wiadomo, że w Rio tak jak w Londynie nie będzie. Sir Craven niedawno alarmował, że „...nigdy wcześniej w 56-letniej historii igrzysk paraolimpijskich nie spotkał się z takimi problemami". Te problemy to ograniczenia liczby pracowników, kłopoty z transportem, przygotowaniem obiektów, niepokojąco słaba sprzedaż biletów, wstrzymanie dotacji dla ekip, których nie stać na pokrycie pełnych kosztów przybycia do Brazylii.