Przed walką niepokonanych Polek nie brakowało złej krwi, mistrzynią prowokacji była Jędrzejczyk (13-0), ale gdy już wyszły do oktagonu, najważniejszy był sport.
Pięć trzyminutowych rund upłynęło błyskawicznie, pojedynek rozgrywany w stójce stał na bardzo wysokim poziomie, co podkreślali nie tylko amerykańscy eksperci. Skazywana na szybką porażkę Kowalkiewicz (10-1), choć przegrała pierwsze trzy rundy, nie dała się zdominować najlepszej bez podziału na kategorie wagowe zawodniczce UFC. A w czwartym starciu stanęła przed wielką szansą znokautowania mistrzyni kategorii słomkowej (52 kg). Trafiła prawym krzyżowym, Jędrzejczyk się zachwiała, ale nie padła na matę. Kowalkiewicz ruszyła do zdecydowanego ataku, jednak nie dała rady zakończyć pojedynku.
– Jestem na siebie zła, bo mogłam ją znokautować. Ale zrobię to, gdy dojdzie do rewanżu w Polsce – mówiła już po ogłoszeniu werdyktu Kowalkiewicz.
Sędziowie punktowali zgodnie 49:46 dla Jędrzejczyk, która wygrała czwartą walkę w obronie tytułu. Miała jednak świadomość, że nikt wcześniej nie sprawił jej tylu kłopotów. Mistrzyni zamiast na konferencję prasową udała się do szpitala, gdyż zachodziła obawa, że po ciosie Kowalkiewicz ma złamany nos. Prześwietlenie to wykluczyło.
Jędrzejczyk jest otwarta na rewanż w Polsce, ale prezydent UFC Dana White proponuje, by Kowalkiewicz wcześniej stoczyła walkę z Brazylijką Claudią Gadelhą, i chyba tak właśnie będzie.