Korespondencja z Lahti
Deszczowe kwalifikacje nie podpowiedziały, kto wygra. Ich zwycięzcą został Antti Aalto, nieobecny w klasyfikacji Pucharu Świata, 26. w rankingu Pucharu Kontynentalnego, co pokazuje, jak nieoczekiwane figle płata duża skocznia w Lahti. Fin skoczył 128,5 m i w gęstniejącym deszczu ze śniegiem nikomu nie udało się wylądować dalej.
Te zawody w sensie ścisłym dotyczyły tylko jednego Polaka – Dawida Kubackiego, gdyż brak Domena Prevca, odesłanego przez trenera we wtorek do domu (co słoweński młodzieniec, czwarty skoczek Pucharu Świata, przyjął z widoczną ulgą), przesunął Piotra Żyłę do czołowej dziesiątki zwolnionej z kwalifikacji. Kubacki zrobił swoje, miał 119 m, był dziewiąty i w zasadzie dla Polaków skoki się skończyły, choć pozostała trójka też podjęła trud zmierzenia się z kaprysami aury.
Co może wynikać ze skakania w tych warunkach? Raczej niewiele, ale podajmy: Piotr Żyła – 121,5 m, Maciej Kot – 115, Kamil Stoch – 113,5. Wielcy rywale nie byli ani lepsi, ani gorsi, tak samo szybko jak Polacy wkładali kurtki, kombinezony i pędzili do hotelowych busów.
Pod skocznią szczególnego entuzjazmu nie było, polska ekipa została jednak zauważalnie wzmocniona – przyjechała żona Kamila Stocha, pani Ewa. Kto pamięta start olimpijski w Soczi i jej ówczesne pojawienie się w roli niespodzianki dla męża, może odczytać to jako dobry omen.