Niedzielna seria próbna, pierwszy raz tej zimy ze skokami, dała rezultaty, jakie znaliśmy przed laty i jakich spodziewano się po kadrze Thomasa Thurnbichlera w tym sezonie, lecz przyjść nie chciały. Z niejakim wzruszeniem można było więc oglądać, że listę wyników otwierał Polak, Aleksander Zniszczoł z lotem na odległość 242 metry, piąty był Piotr Żyła (223,5), dziewiąty Kamil Stoch (218), słowem późno bo późno, ale wróciła potęga polskich skoków. Tylko Dawid Kubacki pozostał w głębokim cieniu kolegów, ale i on granicę 200 metrów podczas rozgrzewki jakoś pokonał.
Gdy przyszło do ostatniej rywalizacji o pucharowe premie i punkty zaszczyty może aż tak wspaniale nie było, ale i tak mieliśmy ogromne emocje w obu seriach i w efekcie można było zobaczyć rzadki widok tej zimy – Polaka na podium.
Konkurs 29 skoczków z góry głównej klasyfikacji Pucharu Świata (miało być 30, lecz zrezygnował Jan Hoerl) rozpoczął w warunkach za jakie kibice uwielbiają Planicę: wróciło słońce, poranny wiatr wiał mocno pod narty, można było oczekiwać, że pieśń pochwalna „Planica, Planica…” wybrzmi wiele razy. Wybrzmiała wiele razy, bo poza granicę 230 m skakali Robert Johansson, Lovro Kos, kończący karierę Peter Prevc, jego brat Domen, zdobywca Pucharu Świata Stefan Kraft, oczywiści także Piotr Żyła i Aleksander Zniszczoł.
Skok tego drugiego był fantastyczny, 237 m w dobrym stylu sędziowie sięgnęli po noty 20-punktowe (w niedzielę w tej sprawie byli bardzo szczodrzy dla skoczków) , trzeba było geniuszu lotniczego Daniela Hubera, by Austriak poleciał 247 m objął zdecydowane prowadzenie. Żyła był 11., Stoch 16., tylko Kubacki ostatni, bo pan Dawid w głowie sezon skończył już wcześniej.