Na starcie siódmej edycji Raw Air zjawiło się 56 skoczków, czyli względnie niewielu, to urok właściwie całego Pucharu Świata tej zimy. Tych, którzy mieli coś do zdobycia jednak nie zabrakło, po nieobecności w Lahti wrócili m. in. Dawid Kubacki, Daniel Huber, Anze Lanisek, Timi Zajc i Daniel Andre Tande.
Zgodnie z regułami turnieju, kwalifikacje do pierwszego, sobotniego konkursu na Holmenkollen to prolog, czyli pierwsza z 16 serii zaliczanych do klasyfikacji Raw Air. Rozstrzygnięcie przyszło dość szybko – Daniel Huber ze względu na wcześniejsze absencje startował już z numerem 30 (tuż przed trójką polskich mistrzów: Stoch, Kubacki, Żyła). Poleciał w dobrym stylu 134,5 m i już nikt go nie przeskoczył, nawet jeśli mocniej wiało pod narty.
Nota 141,8 punktu okazał się nie do przebicia nawet dla obecnego lidera PŚ i dwukrotnego mistrza Raw Air Stefana Krafta (był ostatecznie 16.), wicelidera PŚ Ryoyu Kobayashiego (10.) i trzeciego w klasyfikacji pucharowej Andreasa Wellingera (15.). Za zwycięzcą, który do standardowej nagrody 3000 franków szwajcarskich dostał czarny plastron lidera Raw Air byli względnie blisko dwaj Norwegowie: Johan Andre Forfang i Marius Lindvik. Brak w ich ekipie trenera Alexandra Stoeckla, Austriak jest już zapewne na wylocie z pracy, nikomu nie przeszkadza.
Czytaj więcej
Czas na przedostatnie ważne wydarzenie tej zimy – turniej Raw Air. Przepis jest znany: trzy norweskie skocznie, osiem dni rywalizacji, liczy się każda próba.
Cieszył się Huber (kwalifikacje konkursu PŚ wygrał pierwszy raz w karierze), cieszył rzadki gość w pierwszej dziesiątce Fin Eetu Nousiainen, cieszyli się kibice Noriakiego Kasai, wiekowy skoczek awansował do konkursu z 47. miejsca.