Po wietrznym czwartku w Bad Mitterndorf nastąpił całkiem przyjemny piątek, skocznia Kulm już nie wydawała się tak groźna. Dało się w miarę sprawnie rozegrać dwie serie treningowe, jedynym poważnym zakłóceniem była piętnastominutowa przerwa w dostawie prądu, która unieruchomiła czujniki prędkości wiatru. Po treningach polscy trenerzy uznali, że w mistrzostwach nie wystartuje Kamil Stoch, jego solidne, ale pozbawione energii próby (obie poniżej 200 m) nie dawały gwarancji dobrego wyniku. Pozostali w akcji Piotr Żyła, Aleksander Zniszczoł, Dawid Kubacki i Paweł Wąsek.
Jury dopuściło do pierwszej z dwóch piątkowych serii 47 skoczków, czyli wszystkich spełniających wymogi startu w kwalifikacjach. Warunkiem startu w drugiej serii oraz kolejnych dwóch w sobotę było miejsce w pierwszej trzydziestce. Ten warunek wypełniła cała polska czwórka, niektórzy nawet z naddatkiem. Wreszcie było na patrzeć – Żyła poleciał 218 m, ten wynik dał mu na otwarcie zawodów szóste miejsce, tuż za nim był Zniszczoł (223 m, ale w lepszych warunkach), także Dawid Kubacki (205,5 m) i Paweł Wąsek (203) wykonali plan i zajęli miejsca w trzeciej dziesiątce co oznaczało dalsze loty.
Czytaj więcej
Mistrzostwa świata w lotach narciarskich, które zaczynają się na skoczni Kulm, to impreza sezonu...
Kilku znanych skoczków nie przeszło tej próby. Halvor Egner Granerud nie przeszedł kontroli kombinezonu tuż przed skokiem, podobnie jak Andrea Campregher i Sabirżan Muminow. Kontroler FIS Christian Kathol traktuje swą pracę poważnie i nie ma pobłażania dla nikogo. Manuel Fettner, obiecująco skaczący w seriach treningowych, źle wyszedł z progu, wpadł w poważne kłopoty w powietrzu i nie awansował, tyle dobrego, że wybronił się przed upadkiem.
Mistrzowie świata w lotach sprzed dwóch (Marius Lindvik) i czterech lat (Karl Geiger) przesadnie nie błyszczeli, ale przynajmniej pojawią się na belce w sobotę. Ryoyu Kobayashi, który latać daleko potrafi (rekord życiowy 252 m z Planicy) w MŚ jednak jakoś nigdy nie ma formy, w dotychczasowych startach nigdy nie zakończył rywalizacji w pierwszej dziesiątce i tę tradycję chyba podtrzyma. Także rekordzista skoczni Peter Prevc (244 m w 2016 roku) nie zbliżył się zbytnio do swego osiągnięcia.