W ostatnich pucharowych kwalifikacjach tej zimy wystartowało 66 skoczków, wśród nich piątka Polaków. Piątka, gdyż szósty – Paweł Wąsek, po nieudanym locie treningowym i problemie z lądowaniem, uznał, że nie będzie więcej skakał i w ten sposób zakończył sezon.
Pozostali spisali się całkiem dobrze – Kamil Stoch miał czwarty wynik (za lot na odległość 228,5 m), Dawid Kubacki piąty (227,5 m), także Andrzej Stękała (224,5), Jakub Wolny (227,5) i Piotr Żyła (221,5) bez trudu zdobyli awans do piątkowego konkursu indywidualnego.
Na Letalnicy braci Gorišków (kiedyś Velikance) zdecydowanie najlepsi byli miejscowi – Anze Lanisek wyprzedził Timiego Zajca, w pierwszej dziesiątce byli także Peter Prevc, Lovro Kos i Ziga Jelar. Jury raczej ostrożnie wyznaczało długość rozbiegu – chociaż na Letalnicy można bezpiecznie lądować poza granicą 250 metrów (Stoch – 251,5 m; Ryoyu Kobayashi – 252 m), to w kwalifikacjach granicę 240 m o pół metra przekroczył jedynie Norweg Halvor Egner Granerud.
Zgodnie z tradycją nad Planicą i Kranjską Gorą w dniach finału PŚ zaświeciło piękne słońce. Było tak ciepło, że po jednej serii treningowej i kilkunastu skokach drugiej, trzeba było przerwać loty, gdyż tory najazdowe nie wytrzymały naporu słoweńskiej wiosny i kilku skoczków z tej przyczyny wylądowało na buli.
Organizatorzy zostali zmuszeni do przełożenia kwalifikacji o cztery godziny, z 11.00 na 15.00, gdy promienie słoneczne przestały intensywnie grzać rozbieg i za pomocą ciekłego azotu można było doprowadzić tory do stanu używalności. Wiatr trochę przeszkadzał (w Alpach Julijskich po południu zwykle wieje), ale groźnych sytuacji poza próbą Austriaka Ulricha Wohlgenannta, nie widziano. Fatih Arda Ipcioglu potrafił nawet przesunąć świeży rekord Turcji ze 190,5 (Oberstdorf) na 196,5 m.