W olimpijskim składzie, tylko bez narzekającego na ból pleców Sebastiana Świderskiego, polscy siatkarze nie dali w poznańskiej Arenie Egipcjanom żadnych szans, choć z pewnością stać ich na znacznie lepszą grę w Pekinie.
Czasu do pierwszego meczu z Niemcami (10 sierpnia) jest sporo, będzie jeszcze wiele okazji, by się do gry na igrzyskach odpowiednio przygotować. Dlatego dobrze, że Polacy zagrają w finałowym turnieju Ligi Światowej w Rio de Janeiro, bo rywale będą tam najwyższej klasy.
Mecz z Egiptem nie dostarczył wielkich emocji. Oby tak było też na igrzyskach, bo siatkarze z Afryki są w naszej grupie i każde zwycięstwo się przyda. W Poznaniu Polacy grali szybko, kombinacyjnie, choć nie zawsze skutecznie. W miejsce Świderskiego na lewym skrzydle Lozano postawił Krzysztofa Gierczyńskiego, którego zmieniał Marcin Wika. A Gierczyński, podobnie jak podczas turnieju kwalifikacyjnego w Izmirze, dawał sobie dobrze radę.
Pierwsze dwa sety nasi siatkarze wygrali do 21, a Mariusz Wlazły (najlepszy zawodnik meczu) kilka razy popisał się atomowymi zagrywkami, z których jedna była rekordowa – 123 km/godz.
Jeśli do Wlazłego dołączą inni (Winiarski zaserwował asa z szybkością 114 km/godz), to nasi rywale, najpierw w Rio, a później w Pekinie, mogą mieć poważne problemy z odbiorem takich strzałów. A przecież oprócz Wlazłego i Winiarskiego mocno serwować potrafią jeszcze Łukasz Kadziewicz, Daniel Pliński i Świderski.