W Argentynie teraz jest zima, ale pierwsze mecze toczyły się w bardzo gorącej atmosferze. Szczególnie ten drugi, gdy na parkiet wyszli gospodarze, by zmierzyć się z Brazylijczykami. Oba spotkania kończyły się tie breakami, co najlepiej świadczy o ich temperaturze.
Kiedy Bernardo Rezende, trener Brazylijczyków mówił przed Final Six, że Argentyny nie można lekceważyć, bo zagra zupełnie inaczej niż w fazie grupowej nikt nie brał tego poważnie. Nie doceniono umiejętności Javiera Webera, szkoleniowca gospodarzy, przed laty znakomitego rozgrywającego reprezentacji, który twierdził, że brak Argentyny w półfinale będzie jego osobistą porażką.
Na razie może chodzić z podniesioną głową, boi przegrana z Brazylią po takim meczu smakuje jak zwycięstwo. - Obie drużyny mogły zakończyć to spotkanie na swoją korzyść, decydowały detale - mówił Giba, tym razem rezerwowy. - Znakomicie blokowali, a jeszcze lepiej bronili - dodała ikona brazylijskiej siatkówki.
Najskuteczniejszy na boisku był kapitan reprezentacji Argentyny Rodrigo Quiroga, który zdobył 22 punkty. Brazylijskie asy, Dante i Murilo po 20 pkt.
Teraz gospodarze, którzy w fazie grupowej przegrali wszystkie mecze spotkają się z Serbią i jeśli chcą znaleźć się w półfinale muszą wygrać. Po tym co pokazali w spotkaniu z canarinhos wszystko jest możliwe. Tak samo jak w grupie F, gdzie rywalizują Rosja, Włochy i Kuba. Niewiele przecież brakowało, by Rosjanie, wielcy faworyci tego turnieju przegrali z Włochami, którzy w finale grają po raz pierwszy od siedmiu lat. Przyznał to zresztą szczerze Daniele Bagnoli, włoski szkoleniowiec Rosjan, który zaprezentował w Cordobie bardzo ciekawy skład. Imponował zwłaszcza młody środkowy Dmitrij Muserski, zdobywca 17 punktów.