Zagrajcie to jeszcze raz w olimpijskim finale

Polacy w Sofii rozbili Amerykanów 3:0 i wygrali Ligę Światową. Trudno o lepszą wiadomość na trzy tygodnie przed igrzyskami w Londynie

Aktualizacja: 09.07.2012 03:40 Publikacja: 09.07.2012 03:39

Zagrajcie to jeszcze raz w olimpijskim finale

Foto: AFP

Bartosz Kurek stanął na zagrywce i po chwili posłał asa serwisowego. Amerykanie opuścili głowy, jakby chcieli, by ten mecz już się skończył. To była egzekucja w trzech setach. Rywale nie byli w stanie nic zrobić, Polacy im na to nie pozwolili. Swój ostatni punkt Amerykanie zdobyli, bo Kurek chciał zakończyć efektownie – kolejnym asem – ale trafił w siatkę.

Za chwilę jednak pomylił się Clayton Stanley i było po meczu. Polacy pierwszy raz wygrali Ligę Światową, choć występowali w niej już po raz 15. z rzędu. – Gdy na zagrywce stanął Stanley i brakowało nam tylko jednego punktu, a im pięciu, to pomyślałem sobie: no, zepsuj. I zepsuł. Finał zagraliśmy perfekcyjnie – śmiał się Michał Winiarski.

Za ten sukces Polacy dostali do podziału milion dolarów i nic dziwnego, że się cieszyli. Tym razem nikt w nich nie rzucał butelkami. Organizatorzy, być może chcąc zatrzeć złe wrażenie po sobotnich incydentach, puścili pod koniec meczu, gdy zwycięstwo było już pewne, „Pieśń o małym rycerzu". Rozejmu nie zamierzali za to zawrzeć bułgarscy kibice. Pokazali, że do imprezy nie dorośli, gwizdali na Polaków stojących na podium.

Ten turniej przejdzie do historii naszej siatkówki nie tylko z powodu zwycięstwa, ale i stylu, w jakim zostało osiągnięte. Mistrzowie olimpijscy, mający w składzie tak znakomitych zawodników jak William Priddy, David Lee czy Donald Suxho chwilami nie wiedzieli, co się dzieje na boisku. Po atomowym serwisie Kurka i niepewnym przyjęciu Paula Lotmana wszyscy uciekli od piłki, nie wiedząc, kto ma ją podbić.

Amerykanie byli na końcu listy pokonanych przez Polaków. Wcześniej znaleźli się na niej Brazylijczycy, Kubańczycy i Bułgarzy. Rywale w całym turnieju potrafili wygrać z zespołem Andrei Anastasiego tylko dwa sety (Brazylia). Chęć do gry odbierał im polski blok i znakomite obrony. Bywało tak nawet wtedy, gdy z boiska w finale zszedł kontuzjowany Marcin Możdżonek. Uraz okazał się niegroźny, ale kapitan (najlepszy blokujący finału) nie wrócił już do gry. Nie było potrzeby narażać zdrowia trzy tygodnie przed igrzyskami, bo Grzegorz Kosok grał bardzo dobrze.

Lista nagrodzonych jest długa. Krzysztof Ignaczak został wybrany na najlepszego libero, Zbigniew Bartman na najlepszego atakującego, a Bartosz Kurek na najwartościowszego zawodnika turnieju. Łukasza Żygadłę nagroda ominęła tylko dlatego, że organizatorzy chcieli osłodzić porażkę Bułgarom (skończyli turniej na czwartym miejscu) i nominowali Georgiego Batojewa.

Anastasiemu w ciągu roku udało się stworzyć drużynę, która jest głównym kandydatem do olimpijskiego złota. Polacy nie muszą bać się nikogo, nawet Rosji, z którą przegrali w zeszłym roku w Pucharze Świata i Lidze Światowej, ale ograli ją w mistrzostwach Europy. Na pewno nie będą drżeli przed grupowymi rywalami w turnieju olimpijskim. Włochy, Argentyna, Australia, Bułgaria i Wielka Brytania to nie są rywale, którzy wzbudzają przesadny respekt.

Polacy to jest wreszcie drużyna bez słabych punktów, zawodnicy chyba naprawdę się lubią i przede wszystkim szanują decyzje trenera. Po udanych zagrywkach Michała Ruciaka podbiegali do niego i ściskali wszyscy, Bartman rozśmieszał Kurka odbierającego nagrodę indywidualną, Ignaczak filmował wszystko kamerą.

Wreszcie nie ma dylematu, kto jest pierwszym rozgrywającym, jest dwóch świetnych zawodników. Gdy Anastasi stawia na Żygadłę, to wydaje się, że Paweł Zagumny akceptuje tę decyzję. Podczas przerw technicznych w spotkaniu z Bułgarią uważnie słuchał rad trenera. Anastasi, od kiedy pracuje w Polsce, z każdej imprezy przywozi medal. Za trzy tygodnie zaczynają się igrzyska olimpijskie.

Finał:

Polska – USA 3:0 (25:17, 26:24, 25:20).

Półfinały:

Polska – Bułgaria 3:0 (25:23, 25:20, 25: 18); USA – Kuba 3: 0 (25:23, 25:22, 25:23).

Mecz o 3. miejsce:

Kuba – Bułgaria 3:2 (25:18, 19:25, 23:25, 25:23, 15:12).

Powiedzieli

Zbigniew Bartman:

„Nie ma się co podniecać, bo najważniejszą imprezę mamy przed sobą. Ale już od jutra zaczniemy przygotowania do igrzysk. Właśnie tam chcemy pokazać, jakim zespołem jesteśmy".

Bartosz Kurek:

„Udało nam się wygrać, ale w sporcie jednak bardzo szybko się wszystko zmienia i jedna piłka może odmienić obraz meczu, a co dopiero dwa tygodnie, które czekają nas do igrzysk. Dzisiaj jesteśmy szczęśliwi, jutro zaczynamy pracować".

Krzysztof Ignaczak:

„Praca całego zespołu zaprocentowała. Wypracowaliśmy pewne schematy, w których znakomicie się czujemy. Naszą najsilniejszą bronią jest blok".

Bartosz Kurek stanął na zagrywce i po chwili posłał asa serwisowego. Amerykanie opuścili głowy, jakby chcieli, by ten mecz już się skończył. To była egzekucja w trzech setach. Rywale nie byli w stanie nic zrobić, Polacy im na to nie pozwolili. Swój ostatni punkt Amerykanie zdobyli, bo Kurek chciał zakończyć efektownie – kolejnym asem – ale trafił w siatkę.

Za chwilę jednak pomylił się Clayton Stanley i było po meczu. Polacy pierwszy raz wygrali Ligę Światową, choć występowali w niej już po raz 15. z rzędu. – Gdy na zagrywce stanął Stanley i brakowało nam tylko jednego punktu, a im pięciu, to pomyślałem sobie: no, zepsuj. I zepsuł. Finał zagraliśmy perfekcyjnie – śmiał się Michał Winiarski.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia