Pan w swoim pierwszym sezonie już sporo przeżył. Były i wloty, i trochę upadków.
Najpierw było sporo klepania po plecach, ale tak jest zawsze, że jak się wygra pięć meczów z rzędu, to się zostaje kandydatem na trenera reprezentacji. Potem były gorsze wyniki, to i ocena mojej pracy była inna. Najważniejsze, że zawodnicy w dalszym ciągu przychodzą z przyjemnością na treningi. Na początku sezonu bałem się, że będę robił głupie błędy, źle coś wpiszę do protokołu, albo zrobię siedem zmian, ale na szczęście udało się tego uniknąć. Jestem sporo mądrzejszy, choć pewnie jak za kilka lat spojrzę w swoje notatki, to złapię się za głowę, jakie błędy popełniałem. Teraz czekamy na pierwszy mecz z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Jeśli uda się wygrać, to będzie sukces. Jeżeli fantazja nas poniesie, to może być dobrze.
Długo nastawialiście się, że będziecie walczyć z Jastrzębskim Węglem.
ZAKSA w pewnym momencie uznała, że nie będzie walczyć o pierwsze miejsce, bo jej się to zwyczajnie nie opłaca. Ważniejsza była Liga Mistrzów i kalkulacja, że w półfinale unikną w razie czego kogoś z pary Asseco Resovia - Skra Bełchatów. Chcieli zająć drugie miejsce, spadli na trzecie. To ich życie. Nie chcę wpadać w patos. Nie wiem, czy w podobnej sytuacji ja bym się tak samo zachował. Teraz jestem młodym trenerem i wydaje mi się, że walczyłbym o zwycięstwo w każdym meczu, ale gdybym dostał taką szansę jak Kędzierzyn-Koźle, wybrania sobie przeciwnika, to może bym się zaczął zastanawiać.