Aktualni wicemistrzowie Europy, choć awans do turnieju finałowego we Florencji (16–20 lipca) mają zapewniony z urzędu, nie zwalniają tempa i dalej rządzą w polskiej grupie. Oba mecze z Polakami wygrali 3:1 i mają komplet zwycięstw. Wcześniej dwukrotnie pokonali Brazylię na jej terenie i Iran u siebie.
Polscy siatkarze w długą podróż do Maringi, a później do Bari i Rzymu, wybrali się w rezerwowym składzie i wstydu nie przynieśli. Wygrali drugi mecz z Brazylią, w pierwszym napędzili jej strachu. Okazało się, że ci, których powszechnie uważano za głębokie zaplecze kadry (Rafał Buszek, Mateusz Mika), naprawdę potrafią dobrze grać w siatkówkę. I nic się nie zmieniło po przegranych meczach z Włochami.
Inni, wielcy faworyci mistrzostw, Rosja (w drugiej grupie) i Brazylia, na razie grają słabo. Ale Rosjan można zrozumieć, bo ich najlepsi gracze odpoczywają, a zastępcy chyba mają świadomość, że pierwsza drużyna jest dla nich zamknięta. Co innego canarinhos. Cztery porażki na swoim terenie (z Polską, Iranem i dwie z Włochami) stawiają ten wspaniały przecież zespół w trudnej sytuacji, a trenera Bernardo Rezende mogą kosztować, jeśli tak dalej pójdzie, utratę stanowiska.
Do Stephane'a Antigi, który w maju rozpoczął pracę z reprezentacją Polski, nikt na razie nie może mieć pretensji. Nasi siatkarze najpierw awansowali do przyszłorocznych mistrzostw Europy, a później, grając w rezerwowym składzie, bardzo dobrze pokazali się w meczach z Brazylią na jej terenie. Z Włochami było nieco gorzej, szczególnie w drugim spotkaniu na Foro Italico, ale nie ma powodów do niepokoju.
Jeszcze nie tak dawno wydawało się bowiem, że poza Bartoszem Kurkiem, Michałem Winiarskim i Michałem Kubiakiem (ale złamał dwa palce prawej ręki i nie wiadomo, kiedy wróci do formy) nie ma kandydatów do gry na pozycji przyjmującego z atakiem. Owszem, jest solidny Michał Ruciak, ale to gracz zadaniowy, od dawna odgrywający w zespole taką rolę.