Prawie 16 tysięcy widzów, wspaniała atmosfera w Kraków Arenie, największej hali sportowej w Polsce. Piątkowy mecz naszych siatkarzy z Brazylią, trzykrotnymi mistrzami świata i srebrnymi medalistami ostatnich igrzysk w Londynie, otworzył ten obiekt. Drużyna Stephane'a Antigi nie zawiodła, a Brazylijczycy bili brawo, komplementując grę gospodarzy i chwaląc piękną halę. Polacy wygrali pierwsze spotkanie 3:1 i zrobili kolejny duży krok na drodze do Florencji (finał 16–20 lipca).
Francuski trener naszej reprezentacji nie ukrywa, że chciałby tam się znaleźć i sprawdzić w konfrontacji z najlepszymi formę przed mistrzostwami świata. Do pierwszego meczu z Serbią na Stadionie Narodowym zostały ponad dwa miesiące i na szczęście solidny szkielet narodowej drużyny już jest.
Z Brazylią nie zagrał Mariusz Wlazły z powodu drobnego urazu pleców, ale to nie oznacza, że traci miejsce w kadrze. Na razie jest jej pewnym punktem, ale rywalizacja na pozycji atakującego z Grzegorzem Boćkiem i Dawidem Konarskim tak naprawdę dopiero się zaczyna. Każdy z nich ma swoje atuty, dziś największe szanse na grę w mistrzostwach wydaje się mieć para Wlazły-Bociek, ale Konarski na pewno będzie walczył do końca.
Antiga dał mu już szansę w pierwszym meczu z Brazylijczykami w Krakowie. Francuz prawie w każdym spotkaniu coś zmienia, zaskakuje. Zaczęło się pod koniec maja w Marindze, gdzie Polacy, po raz pierwszy od 1999 roku pokonali Canarinhos na ich terenie. Tam właśnie zagrali Mateusz Mika z Rafałem Buszkiem na przyjęciu i spisali się znakomicie. I wciąż są w tej drużynie ważnym ogniwem, choć ostatnio coraz częściej na plac gry wchodzi też Bartosz Kurek.
Nie chce się wierzyć, ale w piątkowym wygranym meczu z Brazylią w polskim zespole nie było nikogo ze zwycięskiej drużyny, która dwa lata temu w Sofii sięgnęła po historyczny sukces, zwyciężając w finałowym turnieju Ligi Światowej.