Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan

Wielu zawodników i pracowników klubu było na wałach i pomagało ratować miasto. Jestem z nich dumny – mówi „Rz” Robert Prygiel, prezes siatkarskiego klubu PSG Stal Nysa.

Publikacja: 19.09.2024 04:30

Robert Prygiel

Robert Prygiel

Foto: PAP/Piotr Polak

Pojawiły się informacje, że z niektórymi zawodnikami i członkami sztabu nie było kontaktu. Jak sytuacja wygląda teraz?

Mamy kontakt już ze wszystkimi członkami klubu. Posesje niektórych leżą w tej części Nysy, która była bardzo mocno zalana, brakowało prądu, stąd nie mogliśmy się do nich dostać ani dodzwonić. Na szczęście już wszystko się wyjaśniło.

W sieci pojawiły się zdjęcia i nagrania zalanych hal i stadionów. W Nysie też do tego doszło?

Hala na szczęście nie została naruszona. W nocy z poniedziałku na wtorek chcieliśmy z kilkoma zawodnikami i członkami sztabu tam czuwać. Mieliśmy przygotowane miejsca do spania i produkty spożywcze na parę dni. Dostaliśmy jednak informację, że wał przepuszcza wodę i hala może zostać zalana nawet do wysokości jednego metra. Przenieśliśmy się do mojego mieszkania przy rynku, które jest na czwartym piętrze.

Czytaj więcej

Powódź w Polsce. Wielka woda zalewa kluby

Wtedy w mediach społecznościowych pojawiły się komunikaty, że potrzeba ludzi do pracy na wale, i spontanicznie tam poszliśmy. Wielu członków naszego klubu pracowało w różnych miejscach. Wydaje się, że we wtorek zagrożenie spadło i walka z żywiołem na dziś jest wygrana, woda z jeziora spuszczana jest coraz wolniej. Zachowujemy jednak pokorę.

Z nas kilku zrobili bohaterów, ale tak naprawdę wielu zawodników i pracowników administracji klubu było na wałach w różnych miejscach. Jestem dumny, że pomagali ratować Nysę.

Mieliście grać w tym czasie mecz pierwszej kolejki z Asseco Resovią. Byliście na Podkarpaciu…

Kiedy już uzyskaliśmy decyzję o przeniesieniu meczu, to drużyna wyjechała z Rzeszowa w sobotę z samego rana, ja ruszyłem samochodem niedługo po nich. Oni jeszcze przebili się autokarem przez most, kiedy ja nadjechałem, to most był zamknięty i nawet nie mogłem przejść. Zostawiłem auto na górce, żeby go woda nie zalała, i próbowałem się dostać do centrum, ale na początku nie dałem rady.

Zawodnicy włączyli się w ratowanie katedry?

Ze sztabu kryzysowego przyszło pytanie, czy mamy jakąś „siłę roboczą”. Jeśli tak, to proszą, żeby się włączyć w ochronę katedry. Kilkunastu młodych mężczyzn stawiło się na miejscu, więc praca poszła szybko. Potem ruszyli do budowania tam z worków z piachem. Mnie przez most nie przepuścili, bo woda sięgała powyżej pasa, nurt był rwący i słyszałem, że droga może być podmyta i mogą być dziury. Musiałem zostać w północnej części Nysy i przenocować u znajomych. Z samego rana wznowiono ruch pieszy i dotarłem na miejsce. Przez całą niedzielę i poniedziałek pracowaliśmy, żeby się przygotować na przyjście najgorszego.

Jak wygląda współpraca ze środowiskiem siatkarskim?

Bardzo sprawnie, jesteśmy pod wrażeniem tego, jak szybko udało się wszystko załatwić. Wiele osób chciało nas wspierać, nie byliśmy w stanie odbierać wszystkich maili i telefonów. Poza tym w Nysie brakowało prądu i nie chcieliśmy go niepotrzebnie zużywać. Całe siatkarskie środowisko i PlusLiga nas wspierają. Już teraz dziękuję, korzystając z okazji, że rozmawiamy. Sport jest dla nas najważniejszy, ale teraz zszedł na drugi plan.

Strażacy z Prusinowic koło Nysy wypompowują wodę z zalanych podziemnych garaży w Nysie

Strażacy z Prusinowic koło Nysy wypompowują wodę z zalanych podziemnych garaży w Nysie

PAP/Sławek Pabian

Co z kolejnymi meczami?

Mieliśmy grać u siebie w czwartek. To spotkanie zostało przełożone, kolejny mecz mamy zaplanowany na niedzielę. Jeszcze nie ma decyzji o jego przełożeniu, ale granie teraz w Nysie byłoby nie na miejscu. Chcemy wrócić do rzeczywistości i na razie rozmawiamy o tym, jak możemy wznowić treningi. Nasza hala, chociaż ocalała, była cały czas zajęta. Zorganizowano tam szpital polowy i stacjonowały Wojska Obrony Terytorialnej. Ostatni raz trenowaliśmy w piątek w Rzeszowie i właśnie w trakcie zajęć nadeszły niepokojące informacje. Wielu chłopaków zostawiło w Nysie bliskich i nie było w stanie myśleć o niczym innym. Przyszli do mnie i powiedzieli, że chcą wrócić do domów i ratować rodziny. Na to się nałożyły różne skomplikowane sytuacje, żona jednego z zawodników ma wyznaczony termin porodu na 19 września. Oboje nie chcieli wyjeżdżać z Nysy, ale zorganizowaliśmy im transport do Opola i miejsce w szpitalu. Osiedle, na którym mieszkają, mogło zostać zalane.

Czytaj więcej

Chaos informacyjny. Ludzie chcieli uciekać po niepotwierdzonej informacji Jacka Sutryka

Jak w takiej sytuacji myśleć o sporcie?

Przez trzy doby spałem może dziesięć godzin, pracowaliśmy fizycznie cały czas. Przypadek sprawił, że pracownica od social mediów mieszka 20 km od Nysy i chociaż jej miejscowość została zalana, to mieliśmy z nią kontakt i ona też działała bez przerwy.

Pojawiły się informacje, że z niektórymi zawodnikami i członkami sztabu nie było kontaktu. Jak sytuacja wygląda teraz?

Mamy kontakt już ze wszystkimi członkami klubu. Posesje niektórych leżą w tej części Nysy, która była bardzo mocno zalana, brakowało prądu, stąd nie mogliśmy się do nich dostać ani dodzwonić. Na szczęście już wszystko się wyjaśniło.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Rusza siatkarska PlusLiga. Jeszcze więcej mocy
Siatkówka
Transfery w PlusLidze. Zbroili się wszyscy
Siatkówka
Paryż 2024. Polscy siatkarze wicemistrzami olimpijskimi. Francja była wspanialsza
Siatkówka
Paryż 2024. To był nokaut. Koniec marzeń polskich siatkarek o olimpijskim medalu
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Siatkówka
Paryż 2024. Polscy siatkarze zdjęli klątwę. "To dla nas dopiero początek"