Trzeba zburzyć mur

Nie musimy się przyjaźnić poza boiskiem, ale cel mamy jeden. To nas powinno zjednoczyć. Ja ze swojej strony zrobię wszystko, by tak się stało - mówi Marco Bonitta, trener siatkarek w rozmowie z Januszem Pinderą w Tajpej

Aktualizacja: 03.07.2008 20:25 Publikacja: 03.07.2008 19:47

Marco Bonitta

Marco Bonitta

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Pana zespół przegrał w World Grand Prix wszystkie sześć spotkań i w Tajpej nie będzie łatwo o zmianę tego posępnego obrazu. Pojawia się obawa, że nasze siatkarki pojadą do Pekinu rozbite porażkami, zniechęcone, bez formy...

Marco Bonitta: W Grand Prix nie oczekiwałem sukcesów, bo gramy bez najlepszych zawodniczek. Pozwoliłem odpocząć Małgorzacie Glince, Katarzynie Skowrońskiej, Marioli Zenik, wyleczyć kontuzję kolana Maszy Liktoras i ręki Annie Podolec. Wiedziałem, że bez nich trudno będzie wygrywać z Kubą, Włochami czy USA. Liczyłem jednak, że damy sobie radę z Dominikaną i Tajlandią. Tak się nie stało, choć zwycięstwa były na wyciągnięcie ręki. Szczególnie z Tajlandią we Wrocławiu.

Wtedy po meczu w szatni była burza. Sam pan przyznał w mocnych słowach następnego dnia, że był zdenerwowany i wykrzyczał to co myśli...

Nie chcę już do tego wracać, bo to niemiła sprawa. Kasia Skorupa jest bardzo dobrą rozgrywającą, ma niewątpliwy talent, ale musi pamiętać, że nie gra sama. Czasami z boku widzi się więcej. Jeśli więc mówię, by zagrała tak, a nie inaczej to oczekuję, że moje polecenie zostanie spełnione.

Bywa jednak i tak, że rozgrywający podejmuje trudną, ryzykowną decyzję według własnego uznania i okazuje się, że miał rację. Co na to trener?

Mówimy o decyzji, która przyniosła porażkę. Rozgrywająca to szczególna postać w zespole, to przedłużenie myśli trenera. Jeśli ma inny pomysł na grę, to nie jest dobrze.

Co teraz zamierza pan z tym fantem zrobić?

Nie wiem. Czuję, że wyrósł miedzy nami mur, którego nie będzie łatwo pokonać.

Mówi pan o murze pomiędzy drużyną i trenerem?

Nie, mówię o murze pomiędzy mną i Skorupą. Wiem, że trzeba go zburzyć, ale nie wiem czy dam radę zrobić to sam.

Być może jednak problem jest szerszy a pańska decyzja o wyrzuceniu ze zgrupowania trzech siatkarek, które nie przyszły na kolację na zgrupowaniu w Szczyrku po powrocie z pogrzebu Agaty Mróz (Skorupa, Katarzyna Skowrońska i Anna Barańska) wciąż odbija się czkawką...

Decyzja była zła i niepotrzebna. Dlatego przyznałem się do błędu i ją zmieniłem. Tłumaczyłem też jak do tego doszło. Miałem złe informacje, zawierzyłem im i stąd ta cała historia.

Narzekał pan przy tym na nowego menedżera.

Menedżer to ważna postać w zespole. To nie tylko człowiek, który dba, by cały mechanizm odpowiednio funkcjonował, ale jest bardzo ważnym łącznikiem pomiędzy zawodniczkami i trenerem. Taką osobą był Hubert Tomaszewski, fachowiec w każdym calu, ale po turnieju w Japonii, gdzie wywalczyliśmy olimpijski awans pożegnał się z nami, bo dostał lepszą propozycję. Z jego następcą nie miałem żadnego kontaktu z tego prostego powodu, że nie mówi po angielsku, ani po włosku. Tak pracować nie można, z tego tylko wynikają problemy, których można uniknąć.

Problemów ostatnio było znacznie więcej niż zwycięstw. Zarzucano, że wybiera się pan na urlop do Włoch zostawiając drużynę...

Miałem takie plany, zresztą uzgodnione wcześniej ze związkiem. Myślałem, że na Tajwan poleci mój asystent Mauro Masacci, a ja w tym czasie odwiedzę rodzinę. Okazało się jednak, że zgodnie z wymogami Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej moja obecność w Tajpej jest obowiązkowa więc pomyślałem, że może po tym turnieju dostanę taką szansę. Po krótkiej rozmowie z prezesem PZPS Mirosławem Przedpełskim we Wrocławiu wiem już, że to nierealne, więc najszybciej jak to tylko będzie możliwe wracam do Szczyrku i pracujemy do igrzysk bez wytchnienia.

A co na to rodzina?

Odwiedzi mnie w Polsce. Żona i trójka dzieci będą ze mną przez tydzień na zgrupowaniu.

Po styczniowym turnieju w Halle, gdzie polskie siatkarki dopiero w finale, po dramatycznym pięciosetowym boju przegrały z Rosją wszyscy podkreślali wspaniałą atmosferę. Pan mówił, że się bardzo zbliżył do zawodniczek, one, że dla pana zrobią na boisku wszystko. Tej chemii już nie ma?

Wielu rzeczy nie potrafię zrozumieć. Czasami wydaje się mi się, że nieomal dotykam polskiej mentalności, innym razem czuję, że jestem od niej bardzo daleko. W Halle była dobra gra, zwycięstwa i jeszcze lepsze atmosfera - słowem idylla. Teraz jest cisza po burzy.

Może trzeba częściej rozmawiać, burzyć od razu każdy mur, który powstaje, a nie czekać aż stwardnieje. W tej drużynie, którą zabierze pan do Pekinu kilka zawodniczek mówi dobrze po włosku, inne znają angielski, więc z komunikacją nie powinno być problemów.

Mam taką nadzieje. Nie musimy się przyjaźnić poza boiskiem, ale cel mamy jeden. To nas powinno zjednoczyć. Ja ze swojej strony zrobię wszystko, by tak się stało.

Sądzi pan, że droga którą wybrał jest najlepszą z możliwych? Inne drużyny grają w World Grand Prix w najsilniejszych składach. Walczą o awans do finałowego turnieju w Jokohamie, bo wiedzą, że to będzie dobry sprawdzian przed Pekinem. Pan zaś świadomie z takiej możliwości zrezygnował już na starcie. Dlaczego ?

Rozmawiałem o tym z zawodniczkami, które stanowią o sile tej drużyny. Mówiły, że są zmęczone, chciały odpocząć, niektóre narzekały na kontuzje. Przystałem na to i dlatego idziemy do Pekinu swoją drogą. Grand Prix potraktowałem w tej sytuacji jako poligon.

Wciąż wierzy pan w dobry występ polskiej reprezentacji w Pekinie?

Nic się nie zmieniło. Polki to dziwny zespół. Kiedy grają dobrze są w stanie wygrać z każdym. Problem w tym, że czasami grają gorzej niż potrafią. Jeśli na igrzyskach wytrzymają ciśnienie towarzyszące tej niesamowitej imprezie, wyjdą z grupy i awansują do ćwierćfinału, to wszystko jest możliwe.

Za rok mistrzostwa Europy w Polsce. Zostanie pan jeszcze w naszym kraju?

Na to pytanie też nie odpowiem. Z prezesem Przedpełskim umówiłem się, że wrócimy do rozmowy na ten temat po igrzyskach.

Polskie siatkarki meczem z USA rozpoczynają w piątek w Tajpej ostatni eliminacyjny turniej Grand Prix. Polki nie mają już żadnych szans, by zagrać w finale, który w przyszłym tygodniu odbędzie się w Jokohamie. Sześć porażek w sześciu meczach wystawia im nie najlepsze świadectwo, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że grały w rezerwowym składzie. W minioną niedzielę przegrały we Wrocławiu z USA 0:3, dziś będą więc miały okazję do rewanżu. Faworytkami turnieju są Włoszki, które zapewniły już sobie występ w Jokohamie. Pewne awansu są też Amerykanki, z którymi Polki zmierzą się w piątek o godz. 9 polskiego czasu. Mecz z Włoszkami w sobotę, a na koniec spotkanie z Turcją w niedzielę.

W Lidze Światowej reprezentacja Polski mężczyzn zagra w Katowicach z Chinami – liderem grupy B. W Huangzhou Polacy przegrali 1:3 i wygrali 3:2 jeszcze bez kilku czołowych zawodników w składzie, m.in. Pawła Zagumnego, Sebastiana Świderskiego i Krzysztofa Ignaczaka. Początek meczów w Katowicach w piątek i sobotę, o godz. 20.

Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia
Siatkówka
Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan
Siatkówka
Rusza siatkarska PlusLiga. Jeszcze więcej mocy
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10