[link=http://blog.rp.pl/blog/2009/10/06/w-ten-medal-nikt-nie-wierzyl/]skomentuj na blogu[/link]
Wynik imponujący, ale ma chyba rację Aleksandra Jagieło, jedna naszych zawodniczek, mówiąc, że brąz wywalczony w Łodzi ma wartość szczególną, bo został zdobyty przed wspaniałą polską publicznością. Co więcej, na ten sukces przecież tak naprawdę nikt nie liczył. Polki skazywano najwyżej na miejsca od piątego do ósmego, ale byli i tacy, którzy oczekiwali gorszych wyników.
Początek mistrzostw przyznawał rację pesymistom. Ciężko wywalczone zwycięstwo z Hiszpanią, bezdyskusyjna porażka z Holandią zdawały się potwierdzać teorię nieuchronnej klęski. Później przyszła jednak wspaniała wygrana z Rosją, wciąż aktualnym mistrzem świata, i wywróciła te opinie do góry nogami. Polki, drużyna bez gwiazd, zagrała fantastycznie, doprowadzając pewne siebie rywalki do płaczu. Polski zespół prowadził już wtedy Piotr Makowski, asystent Jerzego Matlaka, który większość czasu spędzał przy łóżku ciężko chorej żony.
Ale nie można zapominać, że to Matlak stworzył ten zespół. To on postawił na te, a nie inne zawodniczki, to on zaufał Joannie Kaczor, która cały sezon przesiedziała w Muszyniance na ławce rezerwowych, to on na swego zastępcę wziął Makowskiego.
Dziś już mało kto pamięta, że po igrzyskach w Pekinie polski zespół przestał istnieć. Pożegnano się z trenerem Marco Bonittą, dzieci urodziły Małgorzata Glinka-Mogentale i Maria Liktoras, a Anna Podolec poddała się operacji barku. Kiedy w maju tego roku Matlak rozpoczynał pierwsze zgrupowanie, liczył jeszcze na Katarzynę Skowrońską-Dolatę, ale szybko zrozumiał, że nie zagra w jego drużynie z powodu kłopotów ze ścięgnami Achillesa. Później z występów w reprezentacji zrezygnowała Dorota Świeniewicz. Co gorsza, lista tych, które z różnych powodów nie były w stanie lub nie chciały się włączyć w przygotowania do mistrzostw, była znacznie dłuższa.