Korespondencja z Pragi
Pierwszy set meczu ze Słowakami. Na boisku w polskiej drużynie prawie sami zmiennicy. Ci, którzy grali w poprzednich spotkaniach, stoją w kwadracie dla rezerwowych. Potwierdza się więc informacja, że Polacy nie będą dążyć do wygranej, bo bardziej opłaca się zająć trzecie miejsce w grupie niż drugie.
W ogromnej, mieszczącej 17 tysięcy widzów 02 Arena byłoby zupełnie pusto, gdyby nie polscy kibice. Przyjechało ich kilka tysięcy, część musiała już wracać do pracy, ale ci, którzy zostali, dopingują gorąco swoich ulubieńców. Nie mają świadomości, jaki będzie wynik spotkania, nie znają chyba pojęcia „taktyczna porażka".
Po kilku minutach gry na tablicy wyników 9: 9. W tym samym czasie w Karlovych Varach, gdzie grają Czesi z Rosją taki sam wynik. Jeśli wygrają Czesi, to Polacy też muszą, żeby już w barażu nie wpaść na Rosję. Ale najlepsza drużyna tegorocznego finałowego turnieju Ligi Światowej podkręca tempo i z minuty na minutę powiększa przewagę. Wygra ten mecz bez straty seta, nie pomoże obecność na widowni prezydenta Czech Vaclava Klausa.
W Pradze w pierwszej partii lepsi Polacy, czyżby spotkanie miało zakończyć się w duchu fair play: zwycięstwem naszego zespołu? Kolejne sety rozwiewają złudzenia. Jest, jak miało być.