Kędzierzyn-Koźle czeka na złoto już 10 lat. Ówczesny Mostostal-Azoty był na przełomie wieków potęgą, taką jak jeszcze do niedawna Skra Bełchatów. W ciągu sześciu sezonów zdobył pięć tytułów, trzy razy sięgał po Puchar Polski, z sukcesami walczył w Lidze Mistrzów (trzecie i czwarte miejsce).
Gwiazdą zespołu był wtedy Sebastian Świderski, dziś pomaga jako asystent Danielowi Castellaniemu. Argentyńczyk, były selekcjoner reprezentacji Polski, jest specjalistą od finałów Plus- Ligi, nigdy nie przegrał walki o złoto, trzykrotnie prowadził do tytułu Skrę. Ale nie uważa, że powrót Zaksy na drogę sukcesów to wyłącznie jego zasługa.
Zespół pod jego wodzą dotarł do turnieju Final Four Ligi Mistrzów (przegrał w Omsku obydwa spotkania), wywalczył także krajowy puchar, pokonując Resovię 3:1. Wczoraj, by wygrać z rywalem z Rzeszowa, potrzebował tylko trzech setów. – Rozegraliśmy niezłe spotkanie, ale daleko nam było do wielkiej siatkówki – ocenił kapitan Zaksy Paweł Zagumny, a trener Resovii Andrzej Kowal dodał: – Przeciwnik był od nas lepszy właściwie w każdym elemencie gry. Mieliśmy swoje szanse, szczególnie w końcówkach pierwszego i drugiego seta, ale niestety nie umieliśmy ich wykorzystać. Jestem przekonany, że w poniedziałek zagramy lepiej i wyrównamy stan rywalizacji.
Wynik 3:0 jest mylący, bo mecz był zacięty, a losy tytułu mogą się rozstrzygnąć dopiero w piątym spotkaniu. Tak przynajmniej przed początkiem finałów twierdził Świderski, mówiąc, że trzeba się raczej przygotować na długą wojnę. Zwłaszcza gdy rywalizacja przeniesie się do Rzeszowa.
Resovia w tym sezonie wygrała zaledwie pięć meczów na wyjeździe, ale u siebie schodziła pokonana tylko raz i był to chyba wypadek przy pracy – w rundzie zasadniczej z Wkręt-Metem AZS Częstochowa.